Do tej pory nie mogę uwierzyć, że na moim balkonie wylądował smok. Mama opowiadała mi o tych baśniowych stworach, jednak nie sądziłam, że kiedyś jakiegoś ujrzę, a co dopiero stanę z nim twarzą w twarz…
Moja prawdziwa historia zaczyna
się dzień po ukończeniu moich 18 urodzin, w dniu w którym to królowa
postanowiła wydać za mąż dwie niewinne istotki, księżniczkę oraz mnie.
Myślałam, że wraz z tą chwilą zakończy się szczęśliwe życie, a rozpocznie
wieczny obowiązek względem przyszłego współmałżonka. Jednak, to co wydarzyło
się jeszcze przed oficjalną kolacją sprawiło, że narodziłam się na nowo i moje
życie nabrało jasnych kolorów.
Nazywam się Kornelia i jestem
córką Anny, pierwszej damy dworu oraz Leopolda, nadwornego lekarza. Wysoka
pozycja, jaką obejmują rodzice zapewnia mi wygodne życie na królewskim zamku.
Wraz z dziećmi króla pobierałam nauki u najlepszych nauczycieli dostępnych w
tym okresie. Jednakże czasy były ciężkie, a ludzi wykształconych coraz mniej.
Wszystkiemu winna była i jest w dalszym ciągu, epidemia Trzęsionki, która w
ubiegłych latach zabrała ze sobą znaczną liczbę mieszkańców naszego
niewielkiego królestwa. Zgodnie z obliczeniami i obserwacją czcigodnych
uczonych, jesteśmy jednym z nielicznych, a może i ostatnim miastem, któremu
udało się przetrwać zarazę. Jako pierwsi zamknęliśmy bramy prowadzące do
królestwa, a wprowadzona kwarantanna pozwoliła odseparować osoby zdrowe od
chorych. I chociaż nasza społeczność jest bezpieczna, to świat za murami dalej
boryka się z niesioną przez chorobę śmiercią. Od wielu lat chronimy siebie i
naszych bliskich w tym niewielkim azylu, który jak na ironie stał się dla nas
więzieniem.
Nigdy nie mogłam pogodzić się
losem jaki przyszło mi przeżyć. Odkąd tylko pamiętam, marzyłam o podróżach,
poznawaniu różnych miejsc, ludzi i oczywiście o wielkiej miłości. A kogóż ja
mogę poznać w tym zamkniętym na obcych kawałku królestwa? Naturalnie czasami
przybywają do nas kupcy i dostawcy żywności, jednak w dalszym ciągu otaczają
mnie te same osoby i nieustannie zaglądam do znanych mi już zakątków pałacu. Pragnę
zobaczyć, co dzieje się po drugiej stronie bramy. Czy innym krajom także udało
się przeżyć zarazę oraz jak teraz toczy się życie? Przybyli z odległych krain
goście nigdy nie opowiadają o życiu toczącym się za murami zamku. Zupełnie
jakby czegoś się bali, albo zawarli pakt zmowy milczenia. W ostatnim czasie,
kiedy matka poinformowała mnie o organizowanym balu, na cześć mojego przyszłego
męża, uczucie monotonii i samotności zaczęło doskwierać jeszcze bardziej. Z
utęsknieniem wspomnieniami wracam do czasu dzieciństwa, w którym razem z
jeszcze wtedy pyzatym księciem Janem i księżniczką Olgą bawiliśmy się w
chowanego, albo wraz z bliźniakami ciotki Wioletty, z kuchni podkradaliśmy
łakocie. Często z Olgą zakradałyśmy się do sali ćwiczeniowej i obserwowałyśmy
jak chłopcy pobierają lekcje fechtunku. Teraz jesteśmy dorośli i każdy z nas
musi wypełnić swój obowiązek narzucony zaraz po narodzinach. Muszę przyznać, że
Jan wyrósł na wysokiego i przystojnego mężczyznę, który zawrócił w głowie nie
jednej dziewczynie. Wielokrotnie spędzałyśmy z księżniczką noce na długich
rozmowach, w których snułyśmy nasze wymarzone historie miłosne. Pierwsze
pocałunki, złamane serca i powroty, które zawsze kończyły się „Happy End-em”.
Skrycie wierzyłam, że gdy nadejdzie odpowiedni moment moim szczęśliwym
zakończeniem będzie książę Jan. Jednak dzisiejszy przyjazd zalotników rozwiał
wszelkie nadzieje i sprowadził mnie z hukiem na ziemię.
Wszystko zmieniło się w momencie,
gdy na balkonie mojej sypialni pojawił się dziwny stwór. Siedziałam przed
toaletka i próbowałam okiełznać niesforne, czarne jak noc włosy, kiedy nagle usłyszałam
przeraźliwy huk dobiegający zza tarasowych drzwi. Każdy trzeźwo myślący
człowiek prawdopodobnie uciekłby w popłochu lub chociaż zerwał się na równe
nogi. Ja jednak, zamarłam bez ruchu, zupełnie tak jakby jakaś niewidzialna siła
zamknęła mój strach w szczelnym pudełku. Za oknem ujrzałam czarny kształt,
który poruszał się po tarasowych kafelkach. Zmniejszony lęk i duża ciekawość –
wybuchowa mieszanka emocjonalna - nakazały mi podejść do okna i bliżej
przyjrzeć się czarnej postaci. Powoli odsłoniłam zasłonę i uchyliłam drzwiczki.
Najpierw ujrzałam niewielką ciemną kulkę, jednak po chwili cień gwałtownie
zaczął rosnąć, jakby mała czarna plama postanowiła się rozciągnąć do granic
swoich możliwości. Poczułam gwałtowny podmuch wiatru, a ciemny kształt zaczął
się wznosić. Metr nad ziemią dziwnie zachwiał się i ponownie upadł na lekko zabrudzone
kafelki balkonu. Naturalnie, zaciekawiona nie mogłam się powstrzymać, by nie
podejść bliżej. Moim oczom ukazał się stwór o długim ogonie i rozłożystych
skrzydłach. Stał odwrócony do mnie tyłem, ale już wtedy wiedziałam, z czym mam
do czynienia. To był smok, najprawdziwszy w świecie smok! Jego skóra pokryta
łuskami była prawie czarna, ale w miejscu padania promieni słonecznych można
było dostrzec złote refleksy. Skrzydła i łapy zakończone były ostrymi pazurami,
a przez cały grzbiet przechodził grzebień pionowych łusek. Stałam jak
zahipnotyzowana nie zauważając momentu, w którym stwór odwrócił się do mnie
przodem. Pomyślałam wówczas, że to już koniec. Tak właśnie ginie Kornelia, 18-nastoletnia
dziewica, której jedynym miłosnym osiągnięciem było wyhaftowanie na serwetce
inicjałów swojego przyszłego, zmyślonego męża. Zamknęłam oczy i pogodziłam z
losem smoczej przekąski. Poczułam ciepły oddech na twarzy i wiedziałam, że to
ten moment. Ku mojemu zdziwieniu śmierć nie nadeszła. W moim ciele było więcej
adrenaliny niż krwi i chyba właśnie to dodało mi odwagi. Niepewnie i powoli
otworzyłam jedno oko, a potem drugie. Pysk smoka był tak blisko mnie, że bez
problemu mogłam policzyć wszystkiego jego zęby. Moim oczom ukazały się wielkie,
niebieskie i przepełnione bólem oczy. Stwór wziął głęboki oddech, prychnął na
mnie zapachem siarki i wrócił na drugi koniec balkonu.
Autorski obrazek: N9P |
Chwilę patrzyłam na to stworzenie
nie mogąc pojąć, co właściwie się stało? Jednak dotarło to do mnie, ja nie
umarłam! Przeżyłam bliskie spotkanie z mitycznym stworem, który na dodatek stał
na moim balkonie. Zaraz, czy aby na pewno to nie sen? Czy przypadkiem chłopaki
znowu nie nawrzucali mi zakazanych grzybów do zupy? Jedno uszczypnięcie,
drugie, trzecie... Jeden policzek, drugi… Nie, ja zdecydowanie nie śpię, a ten
smok stoi przede mną. Jest tak realny, jak realne są komary na bagnach, jak
zapach bzu na wiosnę, jak moje zainteresowanie księciem Janem. Ten smok:
wielki, straszny stał na moim balkonie i raczej nie zamierzał szybko z niego
odlecieć. Adrenalina trochę opadło i racjonalne myślenie wróciło do mojego
mózgu. Co ja mam teraz zrobić z tak wielkim i rzucającym się w oczy
stworzeniem?
Dalsze losy smoka i
Kornelii w kolejnych postach.
hmmm zaczyna się ciekawie :) czekam jak dalej potoczy się historia pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dalsza historia spełnia Twoje oczekiwania, a zapowiadam będzie się działo ;)
OdpowiedzUsuńAle super! Choć dopiero tu trafiłam zamierzam nadrobić i być na bierząco.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciesze się, że się podoba;) W takim wypadku widzimy się w kolejnym poście ;)
Super :D Kocham smoki <3 Zapowiada się interesująco ;) Czekam na nast. :*
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńciesze się, że wpis się podoba. Mam nadzieję, że kolejne okażą się równie interesujące dla Ciebie;)
Na pewno! :D
Usuń