czwartek, 7 sierpnia 2014

Pamiętnik I: Kornelia - 1. SPOTKANIE


Do tej pory nie mogę uwierzyć, że na moim balkonie wylądował smok. Mama opowiadała mi o tych baśniowych stworach, jednak nie sądziłam, że kiedyś jakiegoś ujrzę, a co dopiero stanę z nim twarzą w twarz…
Moja prawdziwa historia zaczyna się dzień po ukończeniu moich 18 urodzin, w dniu w którym to królowa postanowiła wydać za mąż dwie niewinne istotki, księżniczkę oraz mnie. Myślałam, że wraz z tą chwilą zakończy się szczęśliwe życie, a rozpocznie wieczny obowiązek względem przyszłego współmałżonka. Jednak, to co wydarzyło się jeszcze przed oficjalną kolacją sprawiło, że narodziłam się na nowo i moje życie nabrało jasnych kolorów.

Nazywam się Kornelia i jestem córką Anny, pierwszej damy dworu oraz Leopolda, nadwornego lekarza. Wysoka pozycja, jaką obejmują rodzice zapewnia mi wygodne życie na królewskim zamku. Wraz z dziećmi króla pobierałam nauki u najlepszych nauczycieli dostępnych w tym okresie. Jednakże czasy były ciężkie, a ludzi wykształconych coraz mniej. Wszystkiemu winna była i jest w dalszym ciągu, epidemia Trzęsionki, która w ubiegłych latach zabrała ze sobą znaczną liczbę mieszkańców naszego niewielkiego królestwa. Zgodnie z obliczeniami i obserwacją czcigodnych uczonych, jesteśmy jednym z nielicznych, a może i ostatnim miastem, któremu udało się przetrwać zarazę. Jako pierwsi zamknęliśmy bramy prowadzące do królestwa, a wprowadzona kwarantanna pozwoliła odseparować osoby zdrowe od chorych. I chociaż nasza społeczność jest bezpieczna, to świat za murami dalej boryka się z niesioną przez chorobę śmiercią. Od wielu lat chronimy siebie i naszych bliskich w tym niewielkim azylu, który jak na ironie stał się dla nas więzieniem.
Nigdy nie mogłam pogodzić się losem jaki przyszło mi przeżyć. Odkąd tylko pamiętam, marzyłam o podróżach, poznawaniu różnych miejsc, ludzi i oczywiście o wielkiej miłości. A kogóż ja mogę poznać w tym zamkniętym na obcych kawałku królestwa? Naturalnie czasami przybywają do nas kupcy i dostawcy żywności, jednak w dalszym ciągu otaczają mnie te same osoby i nieustannie zaglądam do znanych mi już zakątków pałacu. Pragnę zobaczyć, co dzieje się po drugiej stronie bramy. Czy innym krajom także udało się przeżyć zarazę oraz jak teraz toczy się życie? Przybyli z odległych krain goście nigdy nie opowiadają o życiu toczącym się za murami zamku. Zupełnie jakby czegoś się bali, albo zawarli pakt zmowy milczenia. W ostatnim czasie, kiedy matka poinformowała mnie o organizowanym balu, na cześć mojego przyszłego męża, uczucie monotonii i samotności zaczęło doskwierać jeszcze bardziej. Z utęsknieniem wspomnieniami wracam do czasu dzieciństwa, w którym razem z jeszcze wtedy pyzatym księciem Janem i księżniczką Olgą bawiliśmy się w chowanego, albo wraz z bliźniakami ciotki Wioletty, z kuchni podkradaliśmy łakocie. Często z Olgą zakradałyśmy się do sali ćwiczeniowej i obserwowałyśmy jak chłopcy pobierają lekcje fechtunku. Teraz jesteśmy dorośli i każdy z nas musi wypełnić swój obowiązek narzucony zaraz po narodzinach. Muszę przyznać, że Jan wyrósł na wysokiego i przystojnego mężczyznę, który zawrócił w głowie nie jednej dziewczynie. Wielokrotnie spędzałyśmy z księżniczką noce na długich rozmowach, w których snułyśmy nasze wymarzone historie miłosne. Pierwsze pocałunki, złamane serca i powroty, które zawsze kończyły się „Happy End-em”. Skrycie wierzyłam, że gdy nadejdzie odpowiedni moment moim szczęśliwym zakończeniem będzie książę Jan. Jednak dzisiejszy przyjazd zalotników rozwiał wszelkie nadzieje i sprowadził mnie z hukiem na ziemię.
Wszystko zmieniło się w momencie, gdy na balkonie mojej sypialni pojawił się dziwny stwór. Siedziałam przed toaletka i próbowałam okiełznać niesforne, czarne jak noc włosy, kiedy nagle usłyszałam przeraźliwy huk dobiegający zza tarasowych drzwi. Każdy trzeźwo myślący człowiek prawdopodobnie uciekłby w popłochu lub chociaż zerwał się na równe nogi. Ja jednak, zamarłam bez ruchu, zupełnie tak jakby jakaś niewidzialna siła zamknęła mój strach w szczelnym pudełku. Za oknem ujrzałam czarny kształt, który poruszał się po tarasowych kafelkach. Zmniejszony lęk i duża ciekawość – wybuchowa mieszanka emocjonalna - nakazały mi podejść do okna i bliżej przyjrzeć się czarnej postaci. Powoli odsłoniłam zasłonę i uchyliłam drzwiczki. Najpierw ujrzałam niewielką ciemną kulkę, jednak po chwili cień gwałtownie zaczął rosnąć, jakby mała czarna plama postanowiła się rozciągnąć do granic swoich możliwości. Poczułam gwałtowny podmuch wiatru, a ciemny kształt zaczął się wznosić. Metr nad ziemią dziwnie zachwiał się i ponownie upadł na lekko zabrudzone kafelki balkonu. Naturalnie, zaciekawiona nie mogłam się powstrzymać, by nie podejść bliżej. Moim oczom ukazał się stwór o długim ogonie i rozłożystych skrzydłach. Stał odwrócony do mnie tyłem, ale już wtedy wiedziałam, z czym mam do czynienia. To był smok, najprawdziwszy w świecie smok! Jego skóra pokryta łuskami była prawie czarna, ale w miejscu padania promieni słonecznych można było dostrzec złote refleksy. Skrzydła i łapy zakończone były ostrymi pazurami, a przez cały grzbiet przechodził grzebień pionowych łusek. Stałam jak zahipnotyzowana nie zauważając momentu, w którym stwór odwrócił się do mnie przodem. Pomyślałam wówczas, że to już koniec. Tak właśnie ginie Kornelia, 18-nastoletnia dziewica, której jedynym miłosnym osiągnięciem było wyhaftowanie na serwetce inicjałów swojego przyszłego, zmyślonego męża. Zamknęłam oczy i pogodziłam z losem smoczej przekąski. Poczułam ciepły oddech na twarzy i wiedziałam, że to ten moment. Ku mojemu zdziwieniu śmierć nie nadeszła. W moim ciele było więcej adrenaliny niż krwi i chyba właśnie to dodało mi odwagi. Niepewnie i powoli otworzyłam jedno oko, a potem drugie. Pysk smoka był tak blisko mnie, że bez problemu mogłam policzyć wszystkiego jego zęby. Moim oczom ukazały się wielkie, niebieskie i przepełnione bólem oczy. Stwór wziął głęboki oddech, prychnął na mnie zapachem siarki i wrócił na drugi koniec balkonu.
Autorski obrazek: N9P

Chwilę patrzyłam na to stworzenie nie mogąc pojąć, co właściwie się stało? Jednak dotarło to do mnie, ja nie umarłam! Przeżyłam bliskie spotkanie z mitycznym stworem, który na dodatek stał na moim balkonie. Zaraz, czy aby na pewno to nie sen? Czy przypadkiem chłopaki znowu nie nawrzucali mi zakazanych grzybów do zupy? Jedno uszczypnięcie, drugie, trzecie... Jeden policzek, drugi… Nie, ja zdecydowanie nie śpię, a ten smok stoi przede mną. Jest tak realny, jak realne są komary na bagnach, jak zapach bzu na wiosnę, jak moje zainteresowanie księciem Janem. Ten smok: wielki, straszny stał na moim balkonie i raczej nie zamierzał szybko z niego odlecieć. Adrenalina trochę opadło i racjonalne myślenie wróciło do mojego mózgu. Co ja mam teraz zrobić z tak wielkim i rzucającym się w oczy stworzeniem?



Dalsze losy smoka i Kornelii w kolejnych postach.

7 komentarzy:

  1. hmmm zaczyna się ciekawie :) czekam jak dalej potoczy się historia pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że dalsza historia spełnia Twoje oczekiwania, a zapowiadam będzie się działo ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super! Choć dopiero tu trafiłam zamierzam nadrobić i być na bierząco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ciesze się, że się podoba;) W takim wypadku widzimy się w kolejnym poście ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :D Kocham smoki <3 Zapowiada się interesująco ;) Czekam na nast. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,
      ciesze się, że wpis się podoba. Mam nadzieję, że kolejne okażą się równie interesujące dla Ciebie;)

      Usuń
    2. Na pewno! :D

      Usuń