- Co tutaj robisz? – chociaż mogłam
do zobaczyć i dotknąć, dalej nie wierzyłam, że stoi przede mną.
- Nie mogłem Cię zostawić tak
samej. Doskonale wiedziałem, że bardzo szybko wpakujesz się w jakieś kłopoty.
Nie sądziłem jedna, że to nastąpi już na następny dzień – odpowiedział Jan i
uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Myślałam, że już nigdy Cię nie zobaczę – poczułam na policzkach płynącą łzę. Ta jedna kropelka wystarczyła, aby uruchomić prawdziwy potok. Nie wytrzymałam i rzuciłam się Janowi na szyję. Potrzebowałam teraz ciepła, uczucia i wsparcia. Chciałam, chociaż przez chwilę poczuć się bezpieczna w jego ramionach. Tak naprawdę zapomniałam już o pocałunku przed stajnią i o wyznaniu. Jan objął mnie i mocno przytulił. Wtuliłam głowę w jego ramiona i cieszyłam chwilą. Książę delikatnie trzymał mnie jedną ręką za talię, a dugą głaskał po plechach. Pozwolił się wypłakać i uspokoić, dzięki czemu mogłam sobie wszystko poukładać i wytłumaczyć. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Była takie piękne i błyszczące… Jan ujął moją twarz w dłonie i delikatnie zbliżył do swojej. To był ten moment, w którym nasze spojrzenia się spotkały, a usta zaczęły zbliżać. Byłam gotowa na pocałunek, na ponowne poczucie smaku jego ust. Jednak on zatrzymałam moją twarz kilka centymetrów, może nawet milimetrów. badać Wglądał jakby próbował wybadać sytuację lub zebrać myśli. Trwaliśmy chwilę w takiej pozycji.
- Musimy szybko stąd uciekać.
Ten drugi pewnie pobiegł po resztę swojej bandy – po czym wstał szybko i
przetarł swój miecz od krwi Borawy. To było dziwne. Przed chwilą sytuacja
między nami była tak elektryzująca i czarująca, a po chwili Jan stał się
chłodny i obojętny. Podczas przygotowywania się do wyjścia z chaty nawet nie
spojrzał na mnie, a każde jego następne słowo brzmiało bardziej jak rozkaz,
który wykonywałam bez słowa sprzeciwu. Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z
tego, jak bardzo byłam uzależniona od towarzystwa Jana. Dawniej, kiedy byliśmy
jeszcze dziećmi i nie zdawaliśmy sobie sprawy z problemów dorosłych, nasze
zabawy zawsze proponował i nadzorował Jan. Wcześniej tłumaczyłam to sobie jego
królewskim pochodzeniem, teraz myślę, że to uzależnienie. Jan zawsze dominował
w naszej grupie i to przyciągało mnie do niego. Już od dłuższego czasu nie
widzę w nim tylko przyjaciela, któremu mogę powierzyć wszystkie sekrety, albo
pokazać się w najbardziej rozwiniętym stadium grypy. Od dłuższego czas był dla
mnie kimś więcej, ale tak naprawdę od niedawna zaczęłam to dostrzegać. Czyżby i
Jan miał podobne uczucia w stosunku do mnie? Ten pocałunek przed stajnią… „Wybacz, zawsze chciałem to zrobić”. To
są jego słowa, czyli czuje, to samo co ja. Musiałam go zranić mówiąc, że nie
jest mi do niczego potrzebny. A jednak przyjechał tu i mnie obronił narażając
własne życie. Podniosłam głowę i spojrzałam na Jana. Pomimo jego obojętności w
dalszym ciągu wyglądał tak samo. Im dłużej się przyglądałam tym zaczynałam
dostrzegać więcej zmian. Jego twarz wydawała się jakaś inna.
Wcześniej
postrzegałam go jako dobrze zbudowanego chłopaka, z roześmianymi oczami i
zawadiackim uśmiechem. Obecnie widzę mężczyznę, którego spojrzenie jest bardzo
poważne, lekko zaniepokojone. Coś zmieniło się w moim księciu, coś musiała się
wczoraj wydarzyć, że ten zawsze uśmiechnięty chłopak tak szybko spoważniał.
Wyszliśmy w milczeniu z chaty i
ruszyliśmy w stronę lasu.
- Za chatą zostawiłam Torpedę –
przypomniałam sobie, że przecież przyjechałam tu konno – nie możemy go tutaj
zostawić samego – dodałam. Dodatkowo przyszło mi do głowy, że także Jan musiał
przyjechać konno. - Ty chyba także przybyłeś tu na koniu. Może po prostu stąd
odjedziemy? – zapytałam niepewnie.
- Kornelio, nie wiem jak mam Ci
to powiedzieć? Powiem wprost, Torpeda został zjedzony przez Twoich znajomych z
chaty.
Czy
ja dobrze usłyszałam? Został zjedzony? Ale jak, w jaki sposób? To wydawało się
takie surrealistyczne i niepojęte. Musiałam wytężyć umysł, aby szybko poskładać
wszystkie ostatnie wydarzenia w jedną całość. Przypomniałam sobie, jak Borawa
wbił w moją szyję swoje kły i wypił prawie całą krew. Biedny Torpeda, Wiktor i
jego niższy kompan, musieli najpierw pożywić się koniem. To moja wina! Gdybym tylko
lepiej go ukryła, może jakbym nie weszła do tej przeklętej chaty… Był jeszcze
koń Jana – a co z Twoim koniem?
- Kiedy jechałem z pomocą,
Błysk nagle czegoś się wystraszył i zrzucił mnie z siodła – mówiąc to, Jan
przyśpieszył kroku i skierował w stronę bardziej zarośniętej części lasu –
straciłem przytomność, a kiedy się obudziłem, konia już nie było. Kornelio,
wszystko Ci zaraz wytłumaczę tylko proszę, odejdźmy od tego miejsca jak
najszybciej. To nie jest bezpieczna część lasu. Musimy szybko dostać się do
starego, opuszczonego kościoła na końcu tej ścieżki. Gdy tam dotrzemy
wytłumaczę Ci wszystko co wiem, a tymczasem koniec gadania, a więcej chodzenia.
Jego słowa były stanowcze i bezapelacyjne. Nie widziałam innego wyjścia jak poddać się woli Jana i ślepo za nim podążać. Tylko jak mam to zrobić skoro na każdym kroku gałęzie ranią skórę? Mamy podążać ścieżką? Jaką znowu ścieżką, gdzie Jan ją widzi? Ja dostrzegam tylko zielono-brązowe liście i czarne patyki, które tylko czekają, żeby wbić się w moje oko. Nagle w głowie narodziła się myśl i pytanie. Ja nigdy nie wychodziłam z zamku, podobnie jak rodzeństwo królewskie. W takiej sytuacji, skąd Jan wiedział, że na końcu lasu jest kościół i co więcej, skąd znał drogę? Wstrzymałam się jednak z pytaniem do momentu, aż znajdziemy się w bezpiecznej odległości od tej przeklętej chaty.
Jego słowa były stanowcze i bezapelacyjne. Nie widziałam innego wyjścia jak poddać się woli Jana i ślepo za nim podążać. Tylko jak mam to zrobić skoro na każdym kroku gałęzie ranią skórę? Mamy podążać ścieżką? Jaką znowu ścieżką, gdzie Jan ją widzi? Ja dostrzegam tylko zielono-brązowe liście i czarne patyki, które tylko czekają, żeby wbić się w moje oko. Nagle w głowie narodziła się myśl i pytanie. Ja nigdy nie wychodziłam z zamku, podobnie jak rodzeństwo królewskie. W takiej sytuacji, skąd Jan wiedział, że na końcu lasu jest kościół i co więcej, skąd znał drogę? Wstrzymałam się jednak z pytaniem do momentu, aż znajdziemy się w bezpiecznej odległości od tej przeklętej chaty.
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia – 7. OCALENIE, CZY ŚMIERĆ?
Czyżby Jan miał coś do ukrycia? Jak myślicie, skąd może znać drogę? Kim był Borawa i Wiktor?
OdpowiedzUsuńMając tyle wątpliwości, poszły/poszli byście za facetem w ciemny las? ;)
Wow! No nieźle. Czytałam normalnie jak zaczarowana, nawet nie zauważyłam kiedy przeczytałam. Masz talent ^_^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję za tak pozytywne słowa;) Na zachętę dalszych rozdziałów powiem, że już mam w głowie pewną wizję - dopracowuje ją jeszcze w logiczną całość - ale myślę, że się spodoba;)
OdpowiedzUsuńJa w tamtej chwili byłabym zaskoczona, niezorientowana i po prostu nie wiedziałabym o czym mam myśleć. A coż ma powiedzieć Kornelia? :)
OdpowiedzUsuń:)))
Usuń