sobota, 16 sierpnia 2014

Pamiętnik I: Kornelia – 3. KONIEC SIELANKI CZ. 2

  

Szybko przebiegłam przez pokój i weszłam na taras. Uważnie zaczęłam skalować niebo, ale smoka już tam nie było. Natomiast na dole, na dziedzińcu zebrała się grupka mężczyzn, do których w niedługim czasie dołączyły także zaciekawione kobiety. Stałam jeszcze chwilę na tarasie, mocno zaciskając w dłoni zapisany pergamin. Co teraz zrobić? Czy faktycznie epidemia już się skończyła? To nie możliwe… Gdyby to była prawda, król na pewno pozwoliłby nam wszystkim wyjść poza mury. Otworzono by bramy i wpuszczono ludzi, którzy codziennie próbują dostać się do miasta. Poza tym świeżo przybyli goście, dla których odbyła się dzisiejsza kolacja, wcześniej musieli przejść kwarantannę. Po co niby trzymano ich w izolatkach, skoro byli zdrowi? Wszystko wydawało się takie dziwne. Muszę podjąć jakąś decyzję i porozmawiać o tym z matką. Tylko gdzie ona jest? Spojrzałam w dół szukając chociaż jednego z rodziców. Jednak nie zauważyłam nikogo ze starszych. Na dziedzińcu znajdowali się wyłącznie młodzi mieszkańcy zamku. Czyżby starszyzna już zwołała posiedzenie?


W tłumie dostrzegłam księcia Jana. Zazwyczaj prezentował się dostojnie i z klasą. Jego nienagannie uczesany, kasztanowy kucyk i zawsze uprasowane ubranie, czasami przyprawiało mnie o dreszcze. Dzisiaj, stojąc na dziecińcu i nerwowo rozglądając się, wyglądał zupełnie inaczej. Gdyby nie królewski strój, prawdopodobnie nie poznałabym go wcale. Włosy miał potargane, a ubranie w strasznym nieładzie. Wyglądał jakby przed chwilą z kimś się szamotał. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, a w jego oczach ujrzałam jednocześnie strach i wielką ulgę. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę i nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego pięknych ciemnych oczu. Poczułam się jak w transie, z którego zbudziła mnie Marta. 
- Panienko  Kornelio robi się zimno. Powinna się Panienka schować. Poza tym nie wiadomo, czy ten smok nie wróci? Tutaj nie jest bezpiecznie.- Dobrze Marto- mówiąc to spojrzałam na jej zatroskaną twarz – chodźmy do środka.
Odwróciłam wzrok jeszcze raz w stronę, gdzie stał Jan, ale już go tam nie było. Nie wiem, czy poczułam się z tego powodu smutna, czy zadowolona. Na pewno żałowałam, że ta wspólna chwila trwała tak krótko. Czy Jan wie, co do niego czuję? Czy ja sama potrafię to określić? Szłyśmy teraz z Martą po schodach, w stronę mojej sypialni.
- Marto, gdzie są moi rodzice?
- Król zwołał zebranie i cała starszyzna zgromadziła się w sali tronowej – odpowiedziała Marta. – Wszystkim mieszkańcom nakazano udać się do swoich pokoi i oczekiwać na dalsze instrukcje. Pod żadnym pozorem Panienko Kornelio, proszę nie wychodzić ze swojego pokoju. Już zamknęłam u Panienki okna, a przed drzwiami kazałam ustawić dwóch strażników. Myślę, że to wystarczy.
Autorski obrazek: N9P
- Do czego wystarczy?- Zapytałam zdziwiona i jednocześnie poirytowana. Dlaczego chcieli trzymać mnie pod kluczem? Czyżby podejrzewali, że smok wyleciał z mojego pokoju? Nie, to nie możliwe. Niby skąd mogliby o tym wiedzieć? O co chodzi? – Marto, czy przy każdym pokoju ustawiono strażników?
Marta nic nie odpowiedziała. Przyśpieszyła kroku i skutecznie unikała mojego spojrzenia. Powtórzyłam pytanie – Marto, minęłyśmy już komnatę Księcia Jana oraz Księżniczki Olgi i przy ich pokojach nie było strażników. – Opiekunka dalej milczała i z kroku na krok szła coraz szybciej. Po chwili musiałam już za nią biec. Nie mogłam tego tak zostawić, musiałam znać prawdę. Jeżeli rodzice i król wiedzieli o mojej rozmowie ze smokiem, dlaczego mi nie powiedzieli? Tuż przed wejściem do sypialni podbiegłam szybko do Marty i dosłownie przydusiłam do ściany.
- Marto, jeżeli natychmiast nie odpowiesz mi na pytanie, zacznę sprawiać poważne problemy. Mówię poważnie. Wiesz, że nie żartuję?
Kobieta delikatnie, ale i zdecydowanie odepchnęła moją rękę od siebie, a na jej twarzy zauważyłam prawdziwy strach. Zaczęła spokojnie mówić, a po jej tonie wyczułam, że nie ma zamiaru mnie okłamywać.
-Panienko Kornelio nie wiem, dlaczego przed Twoimi drzwiami ustawiono strażników. Takie polecenie wydała mi Królowa, a potem jeszcze Twoja matka. Nigdy nie kwestionuję ich rozkazów ani nie pytam się o powód decyzji. Moim zadaniem jest odeskortowanie Ciebie do Twojej sypialni i pożegnanie się.
- Jak to pożegnanie – byłam w szoku – czy to znaczy, że odchodzisz?
- Tak, kazano mi jak najszybciej opuścić miasto – spokojnie, ale ze łzami w oczach odpowiedziała Marta.
- A co z zarazą? Wysyłają Cię na pewną śmierć? Nie mogą tego zrobić! – już prawie krzyczała. Naciskałam ciągle, aby Marta powiedziała mi coś więcej.
- Kochana moja Kornelio. Powiem Ci coś w sekrecie i mam nadzieję, że to zostanie między nami, dobrze? – skinęłam głową i skrzyżowałam dwa palce, wskazujący i środkowy. Miałyśmy taki zwyczaj, kiedy powierzałyśmy sobie jakieś tajemnice – Kochanie, epidemia skończyła się już kilka lat temu – Marta pocałowała mnie w czołu i wepchnęła do sypialni. Nie mogłam uwierzyć, że ona także znała prawdę i trzymała ją w sekrecie przede mną tyle czasu. Widziałam jak Marta zamyka drzwi od mojej sypialni, a potem usłyszałam trzask przekręcanego klucza. Byłam uwięziona we własnym pokoju, a moi bliscy oszukiwali nas wszystkich. Ciekawe, kto jeszcze wiedział o tym, co dzieje się za murami miasta?
Długo siedziałam na łóżku, wpatrując się w lekko żółty księżyc zza moim oknem. Rozmyślałam nad tym, co wydarzyło się dzisiaj, i co może zdarzyć się jutro. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Ze snu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Nie wiedziałam czego, albo kogo się spodziewać. Wyskoczyłam z łóżka i stanęłam w pozycji bojowej. Przygotowana na ewentualne porwanie lub coś innego, o czym bałam się nawet pomyśleć, oczekiwałam intruza. Drzwi zaczęły otwierać się powoli, zupełnie tak jakby ktoś z drugiej strony usilnie starał się uniknąć jakiegokolwiek skrzypnięcia zawiasów. W pierwszej kolejności zza drzwi wyszedł cień, prawdopodobnie mężczyzny. Najpierw wychyliła się głowa, a potem reszta ciała. To był Jan! Nie myśląc długo, rzuciłam mu się na szyję. Byłam taka szczęśliwa, że go widzę. Jednak szybko oprzytomniałam i przypomniałam sobie, że właśnie w swoich objęciach trzymam przyszłego Króla, co dodatkowo zwiększało zarówno jego, jak i moje zakłopotanie. Zmieszana zabrałam ręce z jego szyi i odsunęłam się na odległość pół metra.
- Dlaczego przyszedłeś? – miałam tyle pytań o obecną sytuację, a musiałam zapytać właśnie o to? Kretynka ze mnie!
- Tak naprawdę to chciałem Cię zobaczyć i sprawdzić, czy wszystko w porządku. – Po tych słowach delikatnie zbliżył się do mnie. To było dziwne i jednocześnie intrygujące. Jan jeszcze nigdy nie spoufalał się ze mną w ten sposób. Owszem, zawsze się przyjaźniliśmy, ale nasze relacje były stricte koleżeńskie. Być może dlatego, że wychowywaliśmy się razem i oboje wiedzieliśmy, że nigdy nie będziemy mogli stworzyć prawdziwego związku. Każde z nas z góry miało zaplanowane przez rodziców życie, a w tych planach nie przewidziano nic, czego bym pragnęłam. Teraz jednak stał przede mną, w mojej własnej sypialni i patrzył na mnie… z czułością? Chyba zaczynam widzieć rzeczy inaczej niż wyglądają faktycznie. Z rozmyśleń nad uczuciami wyrwało mnie pytanie Jana, które zbiło nie z pantałyku.
- Dlaczego przed Twoim pokojem są straże, a u mnie tylko przechadzają się myszy?
Uśmiechnęłam się nieznacznie i odpowiedziałam
- Twoja Matka i moja, kazały Marcie postawić strażników. Jak wszedłeś?
- Cóż, Marta wybrała niezbyt kompetentnych. Obaj teraz śpią. Czuć od nich bimbrem, więc pewnie szybko się nie obudzą – oznajmił Jan z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem.
- Myślisz, że wybrała ich celowo? Wiesz, że musiała opuścić miasto? – zapytałam niepewnie.
- Tak wiem.
- I nie boisz się, że Marta zachoruje? - nie mogłam uwierzyć w spokój, jakim emanował Jan. Wtedy to odkryłam - Ty już wiesz? Ty już wiesz o zarazie, prawda?
- Cóż… - książę próbował coś wymyślić, skłamać. Jednak znałam go już tak długo, że doskonale wiedziałam, kiedy nie chce powiedzieć prawdy.
- Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś? Znałeś moje plany i marzenia dotyczące podróży, a także o aranżacji małżeństwa, którego nie chciałam. A i tak milczałeś? Co z Ciebie za przyjaciel?! – nie wytrzymałam. Nie powinnam odzywać się w taki sposób do księcia, a tym bardziej na niego krzyczeć. Jednak w tym momencie czułam, że rozmawiam z przyjacielem, a nie przyszłym monarchom.
- Uwierz mi, chciałem. Chciałem wiele razy, ale nie mogłem. Mój ojciec i matka, zabraniali mi. Grozili, że jeżeli coś powiem, komukolwiek, to ucierpią na tym wszyscy moi przyjaciele i mieszkańcy – próbował tłumaczyć się Jan. Jednak nie mogłam słuchać jego wyjaśnień. Ukrywanie przede mną prawdy przez najbliższych było bolesne. Tajemnica, jaką nosił ze sobą Jan i jego milczenie przelało czarę goryczy. Korzystając z okazji, że drzwi są otwarte, wybiegłam z pokoju starając się nie myśleć o tym, co zrobię dalej. Naturalnie, Jan pobiegł za mną, ale na szczęście dla mnie, w bieganiu byłam od niego lepsza. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Tak naprawdę jedynie zaraza powstrzymywała mnie przed pozostaniem na zamku. A skoro epidemia dobiegła końca, mogłam wydostać się z tej złotej klatki. Udałam się do stajni po najszybszego rumaka jakiego znałam. Jednak Jan okazał się sprytniejszy i rozgryzł mnie jeszcze zanim sama wpadłam na pomysł z ucieczką. Wpadliśmy na siebie przy samym wejściu do stajni. Uderzenie było tak silne, że odrzuciło mnie na stertę siana leżącego tuż za mną.
- Nic Ci nie jest? Daj rękę, pomogę Ci wstać – z troską w głosie książę podniósł mnie i otrzepał z resztek siana. Bardzo delikatnie wyciągnął ostatnie źdźbło z moich włosów, po czym obiema rękami chwycił moją twarz. To nie było żadne brutalne zachowanie, jego dotyk był delikatny, ale i w pewien sposób stanowczy. Jan spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział
- Nie uciekaj ode mnie. Pozwól mi wszystko wytłumaczyć – i pocałował mnie czule.


*Spodziewajcie się do środy kolejnego wpisu. Miłego niedzielnego leżakowania :)

2 komentarze:

  1. Fajnie, fajnie :) Czytam, czytam i takie WTF?! Mówią, że jest zaraza, a tak naprawdę jej nie ma!? Co za idioci. Hm! :D

    OdpowiedzUsuń