Czy
ja dobrze słyszałam? Czy ta nieznana mi zupełnie staruszka właśnie nazwała mnie
swoją wnuczką? Przecież to niemożliwe. A może Jan miał rację? Może to ja byłam
dzieckiem wywodzącym się z Ludu latającego na smokach, a tak kobieta była ich
przywódcą?
Kobieta
stała tuż przede mną z wyciągniętą w moją stronę dłonią. Jej pomarszczone ręce
pokryte były licznymi bliznami i ciemnymi plamami. Twarz miała przepełnioną
miłością i dobrocią. Delikatny uśmiech, który kierowała w moją stronę,
prezentował się raczej mizernie. Wąskie, lekko wyblakłe usta skrywały pożółkłe
zęby. Pomimo tych mankamentów, które były chyba czymś typowym dla osoby
nieżyjącej jakieś kilkadziesiąt lat, jej twarz wydawała się znajoma. Czarne,
krucze oczy, wyraziste kości policzkowe i ten mały pieprzyk pod lewym okiem.
Zupełnie jak mój…
Niespodziewanie
moim uszom dobiegł straszny skowyt i wyraziste warczenie jakiegoś strasznego,
wielkiego zwierza. Ten dźwięk był identyczny z tym, który słyszałam podczas
ucieczki. Piski i wycie stawało się coraz głośniejsze i nie do wytrzymania.
Chciałam podnieść ręce prosto do uszu i szczelnie je zamknąć. Jednak dziwne
działanie mgły blokowało wszelkie moje ruchy. Spojrzałam na kobietę. Dłońmi
zakrywała swoje uszy, a jej twarz wykrzywiał okropny grymas. Z każdym
podniesionym dźwiękiem jej twarz wydłużała się i wykrzywiała w niekontrolowanym
kierunku. Wyglądała zupełnie tak, jakby ktoś wylał rozpuszczalnik na płótno
świeżo pokryte farbą olejną. Kolory zaczęły się mieszać, a kontury wykrzywiać. Powietrze
zrobiło się ciężkie i jeszcze bardziej wilgotne. W ustach znów poczułam
drażniący smak siarki, a w gardle pojawiła się dziwna kula powietrza, która
niebezpiecznie zaczęła się powiększać. Coraz trudniej było mi nabrać powietrze
do płuc, a od jego braku obraz zaczął wirować. Czyżby mgła zmieniła się w
nasiąknięta wodą gąbkę, której priorytetowym celem było zduszenie mnie? Tak, to
chyba właśnie się działo. Wcześniejsze zielone opary zmieniły swoją
konsystencję, która niczym wspomniana gąbka, zaczęła szybko zabierać wolną
przestrzeń. Spojrzałam w dół, moje nogi prawie do kolan były oblepione czymś co
wspinało się wyżej po moim ciele. Kobieta zniknęła tak szybko, jak szybko się
pojawiła. Została sama. Sama! Zaraz, a co z Janem? Przecież on też znajduje się
w tej mgle i ma kłopoty.
Ze
wszystkich sił starałam się ruszyć głową, przesunąć nogę, albo podnieść, chociaż
odrobinę rękę. Jednak moje próby kończyły się piaskiem. W głowie ciągle, jak
echo, unosił się warkot i wycie jakiegoś stwora. Muszę szybko wydostać się stąd
i sprawdzić, co dzieje się z Janem. Czy teraz walczy z tymi potworami? A może
pochłonęła go do reszty mgła? Nie mogę o tym teraz myśleć. Najpierw
oswobodzenie siebie, a potem zajmę się całą resztą. Uwięziona we mgle nie
pomogę ani Janowi, ani sobie.
Lepka,
zielona wydzielina sięgała już prawie do szyi. Nawet nie zauważyłam, kiedy
pochłonęła brzuch i ramiona. Teraz zakrywała mi usta i zbliżała się do nosa. To
już koniec, nie miałam szans się oswobodzić. Pomyślałam o rodzicach, o tych
ludziach, którzy mnie wychowali i nauczyli, żeby nigdy się nie poddawać.
Przepraszam Cię mamo, nie mogę już walczyć. Nie mam już sił i szans! Do oka
napłynęła mi łza i delikatnie spłynęła po policzku.
W
oddali usłyszałam czyjś głos. To był Jan i nawoływał mnie. Najpierw szept,
potem głośniejszy i głośniejszy. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń i
wyraźne:
- Kornelio, co z Tobą? – Janpatrzył na mnie wielkimi oczyma, zaskoczony i chyba rozbawiony.
Rozejrzałam
się wokół siebie, spojrzałam w dół i znów przed siebie. Mgły już nie było, a ja
mogłam spokojnie się ruszać. Wzięłam głęboki oddech. Poczułam lekki zapach
igieł sosny i świeżej trawy docierający z głębi lasu. Wyczułam również
delikatną woń stęchlizny, która prawdopodobnie swoje ujście miała w otwartym
pomieszczeniu kościoła. Spojrzałam na kościelne drzwi. Były drewniane, solidne
i otwarte na całą szerokość. Podniosłam lekko ręce i zbliżyłam dłonie do
twarzy. Chyba zbyt długo i ze zbyt dużą fascynacją patrzyłam na nie, gdyż na
twarzy Jana zauważyła porządne rozbawienie.
- Co Ty właściwie wyprawiasz? –
zapytał rozbawiony– odbiło Ci już od nadmiaru wrażeń? Wiedziałem, że prędzej,
czy później to nastąpi… Nie sądziłem jednak, że tak szybko.
Czy on oszalał?! To była
pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. Przed chwilą dusiła nas mgła, a on
się dziwi, że tak zareagowałam?
- Nie widziałeś tej mgły? –
zapytałam z niedowierzaniem.
- Widziałem – krótko
odpowiedział Jan.
- No i… - poczułam lekką
irytację na jego trywialne podejście do całej tej sytuacji.
- No i co? – Jan naprawdę
wyglądał, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
- Co się przed chwilą
wydarzyło?
- Właściwie niewiele. Otworzyłem
drzwi, wyleciała mała mgiełka, o którą pytałaś, a potem Ty stanęłaś jak wryta i
patrzyłaś przed siebie dobrą minutę. Potem, gdy szturchnąłem Cię za ramię. Myślałem, że wyrwałem Cię z głębokiego letargu. A co
myślałaś, że się wydarzyło?
Tak naprawdę sama nie byłam
tego pewna. Czyżbym miała omamy? Czy cała sytuacja z kobietą, podającą się za
moją babkę, była tylko wytworem mojej wyobraźni?
- A co z tą kobietą? Gdzie
poszła? – szybko zapytałam w obawie, że zaraz mój umysł wyprze całą tę sytuację
z pamięci.
- Kornelio, tu nie było żadnej
kobiety. Jesteśmy tylko we dwoje, a zaraz może być nas tu dużo więcej – w tym
samym czasie, gdy Jan skończył zdanie, w oddali usłyszałam znajomy, złowrogi
skowyt. To był dźwięk, który słyszałam w lesie i podczas swojej dziwnej
halucynacji. Warczenie stawało się coraz głośniejsze i chyba nadszedł najwyższy
czas na dalszą ewakuację.
- Są coraz bliżej, szybko do
środka! – krzyknął Jan i mocno pociągnął mnie w stronę otwartych drzwi. Miałam
duże obawy i wątpliwości. Wejść do ciemnego pomieszczenia, z którego wyskakują
duchy i kto wie co jeszcze? Czy może wstrzymać się i poczekać na warczące
istoty, które wcale nie muszą okazać się bestiami z rządzą mordu w oczach? Cóż, nie miałam
jednak zbytnio ani czasu, ani możliwości na podjęcie tak ważnej decyzji. Jan
postanowił zdecydować za mnie i siłą wepchnął mnie do ciemnego pomieszczenia.
W tej
samej chwili kiedy zaczął zamykać drzwi, z lasu wybiegło trzech mężczyzn i
rzuciło się w naszą stronę. Jan dosłownie w ostatniej chwili zatrzasnął drzwi
przed samym nosem nieznajomych. Zdążyłam zauważyć tylko czarne jak węgiel oczy
jednego z napastników. Wyglądały zupełnie tak, jak oczy Borawy po
przemianie w istotę pijącą moją krew.
Kiedy Jan zatrzasną drzwi,
zapanowała zupełna ciemność…
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia –10. ODPOWIEDZI SĄ JUŻ BLISKO
Czas najwyższy wyjaśnić tajemnice magicznych drzwi?
OdpowiedzUsuńOh, ja jak zwykle mam zaległości z komentarzami...
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity! Wspaniały styl pisania! Uwielbiam ♥
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)
Naprawdę ciesze się, że się podoba:) Doskonale znam problem nadganiania z komentarzami, na szczęście już jest weekend i od jutra zaległości staną się przeszłością;)
UsuńBardzo trzymający w napięciu rozdział! Oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam ponownie;)
UsuńWow normalnie °o°
OdpowiedzUsuńAle akcja ».«
No po prostu *0* <3<3<3
Ciesze się, że wywołałam w Tobie takie emocje ;)
Usuń