piątek, 22 sierpnia 2014

Pamiętnik I: Kornelia – 5. SEN



Nim się spostrzegłam byłam już za murami miasta. Pierwszy raz w życiu widzę zamek od zewnętrznej strony. Muszę przyznać, że wygląda okazale i pięknie. Jednak nie czuję żalu, że go opuszczam. Mam inne zadanie i cel do osiągnięcia.

Jechałam bardzo długo, do momentu aż słońce całkowicie schowało się za horyzontem. Teraz musiałam szybko znaleźć jakieś schronienie, bo tak naprawdę nie byłam przygotowana do życia poza miastem. W oddali zobaczyłam małą opuszczoną chatkę. Dach był lekko dziurawy, a w jednym z dwóch okien brakowało szyby. Na jedną noc powinno wystarczyć? Całe szczęście, że nie jestem jedną z tych zamkowych pudernic, które nie wejdą do nieposprzątanego pokoju. Podeszłam trochę bliżej budynku, aby przekonać się, czy na pewno jest opuszczony. Poczerniałe i lekko spróchniałe ze starości drzwi raczej były nieużywane od dłuższego czasu. Dla pewności zajrzałam jeszcze przez okno, ale nic nie przyciągnęło mojej uwagi. Uwiązałam konia do drzewa za domem, w miejscu, gdzie kiedyś musiała stać weranda. Pozostałości daszku i ścian powinny wystarczyć jako osłona, od ewentualnego deszczu i wiatru. Sama postanowiłam wejść do środka. Zanim mój wzrok zdążył przyzwyczaić się do ciemności, obiłam sobie głowę o wiszącą imitację lampy i kolano o resztki komody. Rękoma wymacałam łóżko i niepewnie usiadłam na nim. Powoli mogłam dostrzec zarysy mebli i zauważyć, że ten domek nie gościł ludzi już od kilku lat. Gdzieniegdzie dostrzegłam pajęczyny, w innych miejscach kurz gromadził się w centymetrowych warstwach.

Miałam tylko nadzieję, że faktycznie zatrzymałam się w opuszczonej chacie. Jednak byłam zbyt zmęczona na dalsze oględziny i padłam na łóżko. Zamknęłam oczy i odpłynęła.

Autor: N9P :)
Miałam wrażenie, że wróciłam do domu, do zamku. Znajdowałam się w jednej z komnat królowej. Tej najpiękniejszej, wypełnionej kolorowymi obrazami w złotych oprawach i meblami obitymi jedwabiem. Tak naprawdę nikt z nas, poza królową, nie miał do nich wstępu. Wielokrotnie z księżniczką Olgą, księciem Janem i chłopakami, Adamem i Piotrem, fantazjowaliśmy o wyposażeniu komnat królewskich. Ja oczami wyobraźni widziałam na środku pokoju aksamitną, beżową sofę w szare prążki. Zaraz koło niej stał mały drewniany stoliczek, na którym zawsze znajdowała się filiżanka z gorącą herbatą. Królowa uwielbiała tę o smaku różanym. Przez duże okna wpadało tyle światła, że zawsze zdołały oświetlić cały pokój. Przy ścianach stały wielkie regały i szafy. Większość wypełniona była książkami, mapami i albumami ze zdjęciami. Jednakże część z nich, zwłaszcza posiadająca szklane drzwiczki, mieściła w sobie złote świeczniki i ręcznie malowaną porcelanę. Ściany oklejone były beżową tapetą w iście królewskie wzory liścia klonu. Natomiast na ścianach wisiały obrazy najsłynniejszych malarzy. Zawsze sobie wyobrażałam, że pokój ten zawiera także toaletkę z wielkim lustrem, przy którym królowa co dziennie rano, razem ze swoimi służkami, układa włosy w skomplikowany kok. Tak właśnie widziałam pokój, do którego żadne z nas nigdy nie weszło i właśnie w takiej postaci ukazał się w moim śnie.


Nagle przez otwarte okno wpadła niewielka, czerwono-czarna kula. Wyglądała zupełnie jak kawałek węgielka jarzącego się żywym ogniem. Kamień upadł prosto na dywan, który prawdopodobnie zrobiony był z wełny. Po zetknięciu z podłożem węgielek zabłysną błękitnym światłem i przemienił się w czarnego smoka. Stwór odwrócił się w moją stronę i parsknął z pyska. Przybliżył się na wyciągnięcie ręki i przemówił.
Kornelio jesteś wybrańcem. Ocalisz nasz gatunek i przywrócisz świetność swojemu ludowi. Musisz przetrwać! Musisz przeżyć! – smok mówił powoli. Zupełnie tak, jakby każdy wyraz musiał dodatkowo przemyśleć, lub też ludzka mowa sprawiała mu wielką trudność. Nie miałam odwagi przerywać mu, więc smok ciągnął dalej – Podążaj za dzienną gwiazdą, jej droga wskaże Ci twój kierunek. Pamiętaj o twoim pochodzeniu! – nagle z paszczy smoka zaczęła wydobywać się potężna fala płomieni, która w szybkim czasie rozprzestrzeniła się po całym pomieszczeniu. Ogniste języki były wszędzie, a wydzielane przez nich ciepło stało się przerażająco realistyczne. Zaczęłam obawiać się utknięcia w komnacie królowej i spalenia się żywcem. Szybko rozpoczęłam poszukiwania drogi ucieczki i w tym momencie usłyszałam nawołujący mnie głos Jana.
- Tędy, Kornelio idź za moim głosem. Kornelio! Kornelio, Korn… - głos zanikał w trzasku palących się mebli i obrazów. Resztką sił spróbowałam namierzyć, skąd dochodził dźwięk i podążyć w tamtą stronę. Ręką wyczułam gorącą klamkę od wielkich, pozłacanych drzwi i nacisnęłam ją jak najprędzej. Jedno skrzydło zaskakująco, jak na swoje rozmiary i ciężar, otworzyło się niemal natychmiast. Płomienie swoimi jęzorami zaczęły już muskać moją skórę, więc czym prędzej czmychnęłam do pokoju znajdującego się za drzwiami. Te natychmiast zamknęły się za mną z trzaskiem.
Nowe pomieszczenie było całe w bieli. Tak naprawdę ciężko było tutaj dostrzec podłogę i kontury ścian. Nigdzie nie widziałam mebli ani żadnego innego przedmiotu. Czułam się tak, jakbym wtargnęła w nicość. Nagle dostrzegłam małego, skulonego chłopca, twarzą obróconego w stronę, jakby się mogło wydawać, ściany. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie, a że był jedyną żywą istotą w zasięgu mojego wzroku, tym bardziej należało do niego podejść. Kiedy znalazłam się wystarczająco blisko zauważyłam, że to ten sam chłopiec, który niedawno odwiedził mnie w zamku. Z ta różnicą, że zamiast skrzydeł, na plecach wystawały mu dwa kikuty. Zupełnie tak, jakby ktoś odciął mu je z chirurgiczną precyzją. Powoli zaczęłam zbliżać się do chłopca. Nie wiedzieć czemu czynność tą wykonywałam na palcach obawiając się, że nawet najcichszy szmer może spłoszyć zapłakane dziecko. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu chłopak zaczął się odwracać, jednocześnie zamieniając w złotego smoka. Nim zdążyłam zareagować potwór chwycił mnie i najzwyczajniej pożarł. W jego paszczy było bardzo ciemno i zimno. Ziemia przechyliła się pod niebezpiecznym kątem, a ja zaczęłam szybko spadać. W mroku dojrzałam przemijające obrazy prezentujące fragmenty z mojego szczęśliwego dzieciństwa. Nagle upadłam na coś miękkiego i lepkiego. Grunt pod moimi stopami zaczął robić się grząski i ruchomy. Poczułam się zupełnie tak, jakbym wpadła do bagna. Zapadałam się w lepkim podłożu, a wszystkie próby wydostania się spełzły na niczym. Teraz bagno sięgało mi już do połowy ciała. Krzyczałam i wołałam! Prosiłam o ratunek i pomoc, jednak nikogo nie było w zasięgu mojego głosu. Nagle zauważyłam Jana, który rozpaczliwie nawoływał mnie. Jego głos, jak i cała postać, były niewyraźne i pochodziły z oddali. Tak bardzo chciałam się oswobodzić i pobiec do niego, jednak nie mogłam. Bagno sięgało już do szyi, a ja czułam się jak związana linami, skrępowana i bez możliwości ruchu. Nagle usłyszałam wyraźny i stanowczy głos smoka.
- Kornelio musisz się natychmiast obudzić, szybko!

To podziałało na mnie jak zimny prysznic. Wyrwałam się ze snu i obudziłam, ale uczucie skrępowania nie zniknęło. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą dwóch złowrogo wyglądających mężczyzn. Miałam skrępowane dłonie i nogi, a to nie wróżyło nic dobrego.


3 komentarze:

  1. Czy wy także miewacie sny, w których słyszycie głos z "zewnątrz"? Ja najczęściej słyszę swój budzik:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie, ale świetnie opisałaś sen Kornelii :) Bardzo mi się podoba ;) Pisz, pisz abym mogła czytać dalej ;*

    OdpowiedzUsuń