Bardzo
długo szliśmy wąską ścieżką, która wydawała się nie mieć końca. Im bardziej
zagłębialiśmy się w lesie, tym robiło się chłodniej i ciemniej. Przez cały czas
otaczały nas coraz dziwniejsze drzewa i krzaki. Nigdy nie widziałam roślin z
niebieskimi liśćmi, czy drzew, których kora była żółta. Na zamku mieliśmy
nauczyciela biologii, który od czasu do czasu opowiadał nam o przyrodzie znajdującej
się na zewnątrz. Jednak nie przypominam sobie, aby wspominał coś napotkanych
teraz roślinach. Spojrzałam na Jana. Szedł szybko i pewnie. Widać było, że zna
tę ścieżkę i doskonale wie, dokąd ona prowadzi.
- Dlaczego te liście są
niebieskie? Co to jest? Pan Mastero nigdy nam nie opowiadał o takich roślinach?
– zapytałam w końcu Księcia. Jan zaśmiał się cicho i zatrzymał przy jednym z
takich niebieskich krzaków.
- To nie są liście, tylko owoce
jagodnicy – powiedział wyraźnie rozbawiony moim pytaniem. Nie powiem, uraził
mnie swoim śmiechem. Niby skąd mogłam wiedzieć, że są to owoce. Przecież nigdy
nie wychodziłam poza mury zamku. Jednak delikatny uśmiech chłopaka od razu
zmienił moją irytację w cichy chichot.
- Jak to owoce? – zapytałam z
niedowierzaniem. Zerwałam kilka niebieskich pączków i dokładnie się im
przyjrzałam. Były okrągłe, bardzo płaskie, a na ich powierzchni można było
wyczuć delikatne włoski. Powierzchnia ich pokryta była niebieskim pyłkiem,
który nadawał im kolor i barwił moje dłonie – Jestem strasznie głodna, możemy
je zjeść? – zbliżyłam jagodnice bliżej ust. Reakcja Jana była natychmiastowa i
stanowcza. Jednym szybkim ruchem wytrącił niebieskie owoce z mojej ręki i ze
zdenerwowaniem powiedział
- Nigdy nie jedz owoców, o
których nic nie wiesz! Są trujące i śmiertelne – mówiąc to, już bardziej czule,
strzepną niebieski pyłek z moich rąk – zobacz, co mogą zrobić przez sam dotyk.
Spojrzałam
na swoją dłoń, która jeszcze przed chwilą trzymała kilka ziaren jagodnicy. Cała
jej powierzchnia pokryta była czerwonymi plamami– Jan, co się dzieje? To
strasznie swędzi – już chciałam zacząć się drapać, ale książę szybko chwycił
moją dłoń.
- To są objawy pyłku. Pomyśl
sobie, co by się stało z Twoim gardłem i przełykiem, gdybyś je połknęła? To
jest właśnie trucizna, sprawiająca, że się dusisz – mówiąc to, Jan kucną obok
krzaku Jagodnicy i zaczął pod nim kopać. W trakcie wykonywania tej czynności
nie przestawał opowiadać mi o konsekwencjach połknięcia owoców – na szczęście
miałaś do czynienia tylko z pyłkiem. On wywołuje swędzenie i podrażnienie,
natomiast sok owoców to śmiertelna trucizna, która zabija zaraz po dostaniu się
jej do organizmu – Jan wykopał kawałek korzenia i zaczął go gnieść w dłoniach.
Ręka zaczęła mi coraz bardziej swędzieć, przez co praktycznie nie mogłam się na
niczym innym skupić. Tak bardzo chciałam ją podrapać. Jednak nim zdążyłam cokolwiek
zrobić, Jan chwycił mnie i delikatnie przyłożył do czerwonych plam ugnieciony korzeń
jagodnicy. Od razu poczułam ogromną ulgę.
- Natomiast korzeń jagodnicy
działa kojąco i neutralizuje – kontynuował. Uśmiechnął się do mnie serdecznie.
Mogłabym przysiąc, że to jego uśmiech o wiele bardziej złagodził trujące
działanie pyłków. Faktycznie poczułam ulgę. – Surowy miąższ z korzenia niweluje
zaczerwienienia i swędzenie. Natomiast ugotowany korzeń, podany w przeciągu
godziny od spożycia owoców, może uratować życie – kiedy skończył mówić, nie
odczuwałam już żadnych skutków zetknięcia się z tymi zdradliwymi owocami.
- Skąd tyle o tym wszystkim
wiesz? – byłam tak bardzo ciekawa. Dlaczego wszyscy, tak dużo ukrywali przede
mną. Czyżby Jan po kryjomu czytał tajemnicze i zakazane księgi?
- Mój ojciec, wraz z kilkoma
żołnierzami wychodzili za mur, czy to na polowanie, czy na zwiady. Pewnego razu
zabrał mnie ze sobą. Wędrowaliśmy bardzo długo i zrobiłem się strasznie głodny.
Kiedy ojciec i jego reszta rycerzy zrobili sobie krótki postój, ja postanowiłem
przejść się po okolicy i poszukać czegoś na ząb. Zaszedłem właśnie na tę
dróżkę, którą teraz podążamy i zobaczyłem dokładnie ten sam krzak z owocami.
Wyglądały naprawdę smakowicie, więc postanowiłem ich spróbować. Szybko zerwałem
pierwsze trzy owoce i wrzuciłem do buzi. Kiedy je rozgryzłem i sok wylał się na
język, poczułem ogromny ból, który szybko zwalił mnie z nóg. Ledwie zdążyłem
zawołać ojca i straciłem przytomność. Resztę pamiętam jak przez mgłę i z
opowieści rycerzy. Później poskładałem sobie całość. Mój krzyk zerwał
wszystkich na równe nogi. Na szczęście ojciec zdążył do mnie podbiec i szybko
zorientował się, co się wydarzyło. Najpierw wyrwał wielki kawał korzenia
jagodnicy i zaczął mi wpychać do ust. W ten sposób chciał złagodzić paraliż. W
międzyczasie jeden z jego ludzi zaczął gotować wywar i szybko podał mi
odtrutkę. Gdyby nie natychmiastowa reakcja ojca i jego oddziału, dzisiaj moglibyśmy
nie rozmawiać. – Jan zakończył swoją opowieść, a ja nie widziałam, co mam mu
odpowiedzieć. Byłam zła, że podróżował za mur i nic mi o tym nie mówił, a z
drugiej strony podróż ta kosztowała go prawie życie.
- Czy później ojciec zabierał
Cię jeszcze za mur? – Musiałam wiedzieć, jak często Jan mnie oszukiwał.
- Tak naprawdę przez ostatnie
dwa lata podróżowałem z ojcem regularnie, przynajmniej raz w miesiącu. Jednakże
nie dla przyjemności – powiedział. Po jego minie miałam wrażenie, że pożałował
swojego ostatniego zdania. Przez cały czas bardzo ważył swoje słowa, ale te
ostatnie, chyba po prostu wymknęło się mu.
Autor: Ja |
- Przepraszam… Tyle razy
chciałem Ci o tym opowiedzieć. Za każdym razem, kiedy siedzieliśmy w dużym
pokoju, w wierzy z zachodniego piętra. Za każdym razem, kiedy opowiadałaś o
swoich planach i wyobrażeniach świata zza muru. Tyle razy chciałem opowiedzieć
Ci o dziwnych roślinach, o budynkach i stworach, ale ojciec zakazał mi pod
groźbą śmierci.
- O jakich stworach mówisz? –
oczywiście z całej wypowiedzi, z całej skruchy Jana, ja musiałam wyłapać
właśnie tę część o stworach – czy Ty wiedziałeś o tych krwiopijcach?
- Nie, o nich nie – Jan powiedział
to szybko i bez zastanowienia. Chyba dopiero po zakończeniu zdania zorientował
się, co tak naprawdę narobił. Mówiąc mi, że o NICH wie oznajmił, że są inne.
Zbyt długo znaliśmy się z Janem i czasami wręcz potrafiliśmy sobie czytać w
myślach. Tak też było i w tym przypadku. Zanim zdążyłam zadać pytanie, Jan
uprzedził mnie.
- Nawet sobie teraz nie myśl o
zadawaniu kolejnych pytań. To, że są inne stwory nie oznacza, że zaraz musisz o nich wiedzieć. Zaufaj mi,
w kościele dowiesz się więcej, niż sam chciałbym, żebyś wiedziała. Czasami
niewiedza jest najlepszą ochroną – powiedział Jan i odwrócił się na pięcie.
- Ochronę przed czym? – nie
mogłam dać za wygraną. Nie teraz,
kiedy Jan otworzył się przede mną i
zaczął wyjaśniać całą tę sytuację. Nim jednak zdążył odpowiedzieć, gdzieś za
naszymi plecami, w głębi lasu, rozległ się straszny wilczy skowyt i warczenie
jakiegoś ogromnego potwora. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni.
- Musimy szybko uciekać! –
krzyknął Jan i pociągnął mnie za rękę. Teraz biegliśmy jak opętani, prosto
przed siebie. Już nie było czasu na odgarnianie większych gałęzi, przez co
wiele z nich raniło moją skórę. Rękami starałam się zasłonić twarz, jednak te
małe, wredne gałązki zawsze znajdowały drogę do mojej twarzy. Biegliśmy coraz
szybciej, ale za naszymi plecami skowyt wcale nie ucichnął. Wręcz przeciwnie,
miałam wrażenie, że istoty wydające te przerażające dźwięki, zbliżają się do
nas bardzo szybko. W pewnym momencie coś mignęło między drzewami. Mógł być to
ptak, a może ta dziwna istota? Byłam tak przerażona, że wolałam już więcej nie
rozglądać się na boki tylko biec przed siebie. Mocniej chwyciłam dłoń Jana, a
on pociągnął mnie za sobą. Nagle w oddali ujrzałam delikatne światełko, jakby
blask księżyca wychylający się między drzewami. Czyżby las się kończył? Skoro
tak, to gdzie się ukryjemy. Chciałam zwolnić, nie wystawiać się na otwartą
przestrzeń. Przecież w lesie byliśmy bezpieczniejsi, mogliśmy schować się za
drzewami, albo pod jakimś krzakiem. Byłam przekonana, że na polanie czeka nas
niechybna śmierć. Zaczęłam hamować, ale Jan mocniej pociągnął mnie do przodu i
krzyknął
- Zaufaj mi proszę! – Cóż innego mogłam zrobić? Znałam tego
chłopaka od dziecka i chociaż ukrywał przede mną tyle rzeczy, to jednak
wyruszył za mną. Obronił mnie przed Wiktorem i Borawą, musiałam wierzyć, że wszystko
będzie dobrze. Światło stawało się coraz intensywniejsze, a my zbliżaliśmy się
do niego bardzo szybko. Gdy minęliśmy ostatnie drzewo, moim oczom ukazał się
wielki, stary kościół.
Światło,
które wcześniej widział, faktycznie pochodziło od księżyca. Dzisiaj była
pełnia! Mogłabym przysiąc, że blask, jaki dawał księżyc, idealnie padał na
kościół, czyniąc go prawie białym. Jan rozejrzał się szybko po polanie, po czym
pociągnął mnie w stronę wielkich drewnianych drzwi. Na pierwszy rzut oka było
widać, że są solidne. Wokół nich, na kamieniach wyryto jakieś dziwne litery,
wzory. Nie byłam w stanie ich odczytać. Bardziej jednak martwiła mnie zielona
mgła wydobywająca się ze szczeliny między drzwiami a podłogą. Jan stanął naprzeciw
wejścia i powiedział:
- Tylko żywi mogą wejść do świątyni! – po tych słowach, drzwi otworzyły
się, wypuszczając na nas podmuch zielonego gazu.
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia – 8. SPOTKANIE
No cóż, dalej nie wiemy co znajduje się za drzwiami. Jednak z postu na post jesteśmy coraz bliżej.
OdpowiedzUsuńCo może oznaczać "Tylko żywi...?
Czy martwi mogą chodzić?:)
świetne wyczerpujące, co najważniejsze pełne jakości artykuły. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, również pozdrawiam
UsuńPodziwiam, że piszesz tak długie rozdziały, ja bym tak nie umiała :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Historia bardzo wciągająca :)
Czekam na ciąg dalszy :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziękuję:) Tak naprawdę rozdziały same lecą - ważne żeby wcześniej w głowie mieć pomysł, a potem już jakoś idzie:) Korekta: Przecież Twoje opisy także są długie! Chociaż to prawda - czasami się tak wciągnę, że nie wiem kiedy miną i wydają się za krótkie ;>
UsuńPozdrawiam
Kiedy nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuńWłaśnie go "dopieszczam" i już dzisiaj będzie ;)
UsuńNo witam :) Przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały i jestem pod zachwytem. Zdumiewa mnie łatwość z jaką piszesz i pomysły na każdy rozdział. Naprawdę podziwiam cię za to. Cóż mogę jeszcze dodać... życzę weny i czekam na kolejne rozdziały. Zapraszam także na mojego bloga my-secret-world-anastazja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńP.S. Szablon bloga jest boski <3
Dziękuję za tyle miłych słów:) Bardzo się cieszę, że rozdziały podobają się i ciekawią:) Mam nadzieję, że dzisiejszy także przypadnie Ci do gustu;)
UsuńNaturalnie, chętnie zajrzę także do Ciebie;)
Rzeczywiście bardzo ciekawie napisane , szybka akcja trzymająca w napięciu , życzę dalszych osiągnięć i wesołego słoneczka
OdpowiedzUsuńDziękuję;) Mam nadzieję, że uda mi się Ciebie zatrzymać i w dalszym ciągu będziesz zaglądał i sprawdzał, co dzieje się z Kornelią;)
UsuńPozdrawiam