niedziela, 14 września 2014

Pamiętnik I: Kornelia – 9. TAJEMNICZE DRZWI



Bardzo długo szliśmy wąską ścieżką, która wydawała się nie mieć końca. Im bardziej zagłębialiśmy się w lesie, tym robiło się chłodniej i ciemniej. Przez cały czas otaczały nas coraz dziwniejsze drzewa i krzaki. Nigdy nie widziałam roślin z niebieskimi liśćmi, czy drzew, których kora była żółta. Na zamku mieliśmy nauczyciela biologii, który od czasu do czasu opowiadał nam o przyrodzie znajdującej się na zewnątrz. Jednak nie przypominam sobie, aby wspominał coś napotkanych teraz roślinach. Spojrzałam na Jana. Szedł szybko i pewnie. Widać było, że zna tę ścieżkę i doskonale wie, dokąd ona prowadzi.

- Dlaczego te liście są niebieskie? Co to jest? Pan Mastero nigdy nam nie opowiadał o takich roślinach? – zapytałam w końcu Księcia. Jan zaśmiał się cicho i zatrzymał przy jednym z takich niebieskich krzaków.
- To nie są liście, tylko owoce jagodnicy – powiedział wyraźnie rozbawiony moim pytaniem. Nie powiem, uraził mnie swoim śmiechem. Niby skąd mogłam wiedzieć, że są to owoce. Przecież nigdy nie wychodziłam poza mury zamku. Jednak delikatny uśmiech chłopaka od razu zmienił moją irytację w cichy chichot.
- Jak to owoce? – zapytałam z niedowierzaniem. Zerwałam kilka niebieskich pączków i dokładnie się im przyjrzałam. Były okrągłe, bardzo płaskie, a na ich powierzchni można było wyczuć delikatne włoski. Powierzchnia ich pokryta była niebieskim pyłkiem, który nadawał im kolor i barwił moje dłonie – Jestem strasznie głodna, możemy je zjeść? – zbliżyłam jagodnice bliżej ust. Reakcja Jana była natychmiastowa i stanowcza. Jednym szybkim ruchem wytrącił niebieskie owoce z mojej ręki i ze zdenerwowaniem powiedział
- Nigdy nie jedz owoców, o których nic nie wiesz! Są trujące i śmiertelne – mówiąc to, już bardziej czule, strzepną niebieski pyłek z moich rąk – zobacz, co mogą zrobić przez sam dotyk.
Spojrzałam na swoją dłoń, która jeszcze przed chwilą trzymała kilka ziaren jagodnicy. Cała jej powierzchnia pokryta była czerwonymi plamami– Jan, co się dzieje? To strasznie swędzi – już chciałam zacząć się drapać, ale książę szybko chwycił moją dłoń.
- To są objawy pyłku. Pomyśl sobie, co by się stało z Twoim gardłem i przełykiem, gdybyś je połknęła? To jest właśnie trucizna, sprawiająca, że się dusisz – mówiąc to, Jan kucną obok krzaku Jagodnicy i zaczął pod nim kopać. W trakcie wykonywania tej czynności nie przestawał opowiadać mi o konsekwencjach połknięcia owoców – na szczęście miałaś do czynienia tylko z pyłkiem. On wywołuje swędzenie i podrażnienie, natomiast sok owoców to śmiertelna trucizna, która zabija zaraz po dostaniu się jej do organizmu – Jan wykopał kawałek korzenia i zaczął go gnieść w dłoniach. Ręka zaczęła mi coraz bardziej swędzieć, przez co praktycznie nie mogłam się na niczym innym skupić. Tak bardzo chciałam ją podrapać. Jednak nim zdążyłam cokolwiek zrobić, Jan chwycił mnie i delikatnie przyłożył do czerwonych plam ugnieciony korzeń jagodnicy. Od razu poczułam ogromną ulgę.
- Natomiast korzeń jagodnicy działa kojąco i neutralizuje – kontynuował. Uśmiechnął się do mnie serdecznie. Mogłabym przysiąc, że to jego uśmiech o wiele bardziej złagodził trujące działanie pyłków. Faktycznie poczułam ulgę. – Surowy miąższ z korzenia niweluje zaczerwienienia i swędzenie. Natomiast ugotowany korzeń, podany w przeciągu godziny od spożycia owoców, może uratować życie – kiedy skończył mówić, nie odczuwałam już żadnych skutków zetknięcia się z tymi zdradliwymi owocami.
- Skąd tyle o tym wszystkim wiesz? – byłam tak bardzo ciekawa. Dlaczego wszyscy, tak dużo ukrywali przede mną. Czyżby Jan po kryjomu czytał tajemnicze i zakazane księgi?
- Mój ojciec, wraz z kilkoma żołnierzami wychodzili za mur, czy to na polowanie, czy na zwiady. Pewnego razu zabrał mnie ze sobą. Wędrowaliśmy bardzo długo i zrobiłem się strasznie głodny. Kiedy ojciec i jego reszta rycerzy zrobili sobie krótki postój, ja postanowiłem przejść się po okolicy i poszukać czegoś na ząb. Zaszedłem właśnie na tę dróżkę, którą teraz podążamy i zobaczyłem dokładnie ten sam krzak z owocami. Wyglądały naprawdę smakowicie, więc postanowiłem ich spróbować. Szybko zerwałem pierwsze trzy owoce i wrzuciłem do buzi. Kiedy je rozgryzłem i sok wylał się na język, poczułem ogromny ból, który szybko zwalił mnie z nóg. Ledwie zdążyłem zawołać ojca i straciłem przytomność. Resztę pamiętam jak przez mgłę i z opowieści rycerzy. Później poskładałem sobie całość. Mój krzyk zerwał wszystkich na równe nogi. Na szczęście ojciec zdążył do mnie podbiec i szybko zorientował się, co się wydarzyło. Najpierw wyrwał wielki kawał korzenia jagodnicy i zaczął mi wpychać do ust. W ten sposób chciał złagodzić paraliż. W międzyczasie jeden z jego ludzi zaczął gotować wywar i szybko podał mi odtrutkę. Gdyby nie natychmiastowa reakcja ojca i jego oddziału, dzisiaj moglibyśmy nie rozmawiać. – Jan zakończył swoją opowieść, a ja nie widziałam, co mam mu odpowiedzieć. Byłam zła, że podróżował za mur i nic mi o tym nie mówił, a z drugiej strony podróż ta kosztowała go prawie życie.
- Czy później ojciec zabierał Cię jeszcze za mur? – Musiałam wiedzieć, jak często Jan mnie oszukiwał.
- Tak naprawdę przez ostatnie dwa lata podróżowałem z ojcem regularnie, przynajmniej raz w miesiącu. Jednakże nie dla przyjemności – powiedział. Po jego minie miałam wrażenie, że pożałował swojego ostatniego zdania. Przez cały czas bardzo ważył swoje słowa, ale te ostatnie, chyba po prostu wymknęło się mu.
Autor: Ja
- Przez ostatnie dwa lata? – zapytałam z żalem w głosie – Regularnie? I nic mi nawet o tym nie wspomniałeś? Jak mogłeś być aż tak nieczuły? – nie powinnam mieć do niego wyrzutów, jednak to było silniejsze ode mnie. Ten mój długi język i impulsywny charakter. Myślałam, że moimi pretensjami rozzłoszczę Jana, on jednak spuścił głowę w dół i zaczął mnie przepraszać.
- Przepraszam… Tyle razy chciałem Ci o tym opowiedzieć. Za każdym razem, kiedy siedzieliśmy w dużym pokoju, w wierzy z zachodniego piętra. Za każdym razem, kiedy opowiadałaś o swoich planach i wyobrażeniach świata zza muru. Tyle razy chciałem opowiedzieć Ci o dziwnych roślinach, o budynkach i stworach, ale ojciec zakazał mi pod groźbą śmierci.
- O jakich stworach mówisz? – oczywiście z całej wypowiedzi, z całej skruchy Jana, ja musiałam wyłapać właśnie tę część o stworach – czy Ty wiedziałeś o tych krwiopijcach?
- Nie, o nich nie – Jan powiedział to szybko i bez zastanowienia. Chyba dopiero po zakończeniu zdania zorientował się, co tak naprawdę narobił. Mówiąc mi, że o NICH wie oznajmił, że są inne. Zbyt długo znaliśmy się z Janem i czasami wręcz potrafiliśmy sobie czytać w myślach. Tak też było i w tym przypadku. Zanim zdążyłam zadać pytanie, Jan uprzedził mnie.
- Nawet sobie teraz nie myśl o zadawaniu kolejnych pytań. To, że są inne stwory nie oznacza, że zaraz musisz o nich wiedzieć. Zaufaj mi, w kościele dowiesz się więcej, niż sam chciałbym, żebyś wiedziała. Czasami niewiedza jest najlepszą ochroną – powiedział Jan i odwrócił się na pięcie.
- Ochronę przed czym? – nie mogłam dać za wygraną. Nie teraz, kiedy Jan otworzył się przede mną i zaczął wyjaśniać całą tę sytuację. Nim jednak zdążył odpowiedzieć, gdzieś za naszymi plecami, w głębi lasu, rozległ się straszny wilczy skowyt i warczenie jakiegoś ogromnego potwora. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni.
- Musimy szybko uciekać! – krzyknął Jan i pociągnął mnie za rękę. Teraz biegliśmy jak opętani, prosto przed siebie. Już nie było czasu na odgarnianie większych gałęzi, przez co wiele z nich raniło moją skórę. Rękami starałam się zasłonić twarz, jednak te małe, wredne gałązki zawsze znajdowały drogę do mojej twarzy. Biegliśmy coraz szybciej, ale za naszymi plecami skowyt wcale nie ucichnął. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że istoty wydające te przerażające dźwięki, zbliżają się do nas bardzo szybko. W pewnym momencie coś mignęło między drzewami. Mógł być to ptak, a może ta dziwna istota? Byłam tak przerażona, że wolałam już więcej nie rozglądać się na boki tylko biec przed siebie. Mocniej chwyciłam dłoń Jana, a on pociągnął mnie za sobą. Nagle w oddali ujrzałam delikatne światełko, jakby blask księżyca wychylający się między drzewami. Czyżby las się kończył? Skoro tak, to gdzie się ukryjemy. Chciałam zwolnić, nie wystawiać się na otwartą przestrzeń. Przecież w lesie byliśmy bezpieczniejsi, mogliśmy schować się za drzewami, albo pod jakimś krzakiem. Byłam przekonana, że na polanie czeka nas niechybna śmierć. Zaczęłam hamować, ale Jan mocniej pociągnął mnie do przodu i krzyknął
- Zaufaj mi proszę! – Cóż innego mogłam zrobić? Znałam tego chłopaka od dziecka i chociaż ukrywał przede mną tyle rzeczy, to jednak wyruszył za mną. Obronił mnie przed Wiktorem i Borawą, musiałam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Światło stawało się coraz intensywniejsze, a my zbliżaliśmy się do niego bardzo szybko. Gdy minęliśmy ostatnie drzewo, moim oczom ukazał się wielki, stary kościół.
Światło, które wcześniej widział, faktycznie pochodziło od księżyca. Dzisiaj była pełnia! Mogłabym przysiąc, że blask, jaki dawał księżyc, idealnie padał na kościół, czyniąc go prawie białym. Jan rozejrzał się szybko po polanie, po czym pociągnął mnie w stronę wielkich drewnianych drzwi. Na pierwszy rzut oka było widać, że są solidne. Wokół nich, na kamieniach wyryto jakieś dziwne litery, wzory. Nie byłam w stanie ich odczytać. Bardziej jednak martwiła mnie zielona mgła wydobywająca się ze szczeliny między drzwiami a podłogą. Jan stanął naprzeciw wejścia i powiedział:
- Tylko żywi mogą wejść do świątyni! – po tych słowach, drzwi otworzyły się, wypuszczając na nas podmuch zielonego gazu.

12 komentarzy:

  1. No cóż, dalej nie wiemy co znajduje się za drzwiami. Jednak z postu na post jesteśmy coraz bliżej.

    Co może oznaczać "Tylko żywi...?
    Czy martwi mogą chodzić?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne wyczerpujące, co najważniejsze pełne jakości artykuły. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam, że piszesz tak długie rozdziały, ja bym tak nie umiała :)
    Świetnie piszesz. Historia bardzo wciągająca :)
    Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Dziękuję:) Tak naprawdę rozdziały same lecą - ważne żeby wcześniej w głowie mieć pomysł, a potem już jakoś idzie:) Korekta: Przecież Twoje opisy także są długie! Chociaż to prawda - czasami się tak wciągnę, że nie wiem kiedy miną i wydają się za krótkie ;>
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Kiedy nastepny rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie go "dopieszczam" i już dzisiaj będzie ;)

      Usuń
  5. No witam :) Przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały i jestem pod zachwytem. Zdumiewa mnie łatwość z jaką piszesz i pomysły na każdy rozdział. Naprawdę podziwiam cię za to. Cóż mogę jeszcze dodać... życzę weny i czekam na kolejne rozdziały. Zapraszam także na mojego bloga my-secret-world-anastazja.blogspot.com
    P.S. Szablon bloga jest boski <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tyle miłych słów:) Bardzo się cieszę, że rozdziały podobają się i ciekawią:) Mam nadzieję, że dzisiejszy także przypadnie Ci do gustu;)
      Naturalnie, chętnie zajrzę także do Ciebie;)

      Usuń
  6. Rzeczywiście bardzo ciekawie napisane , szybka akcja trzymająca w napięciu , życzę dalszych osiągnięć i wesołego słoneczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;) Mam nadzieję, że uda mi się Ciebie zatrzymać i w dalszym ciągu będziesz zaglądał i sprawdzał, co dzieje się z Kornelią;)
      Pozdrawiam

      Usuń