Witam was Ponownie! Wiem, że kazałam wam bardzo długo czekać, za co strasznie przepraszam. Uznałam jednak, że nie ma sensu wrzucać rozdziału niekompletnego i nie do końca przemyślanego. Mam nadzieję, że wyjaśnienie pewnych kwestii nieznacznie wynagrodzi to oczekiwanie. :)
Pozdrawiam was ciepło N9P.
Patrzyliśmy
się na siebie przez dłuższą chwilę. Jan miał nieobecne spojrzenie, jakby w
swoim umyśle szukał odpowiednich słów. Zastanawiałam się, dlaczego jego
zachowanie wobec mnie jest takie dwuznaczne i zmienne. W jednej chwili patrzy
na mnie maślanymi oczami, żeby w mgnieniu oka spochmurnieć, stać się aroganckim
i nieczułym. Czyżbym uraziła go swoimi słowami wypowiedzianymi jeszcze w
królestwie przed stajnią? Może jednak Jan uwierzył w nie? W takim razie,
dlaczego postanowił za mną pojechać? A może…? Nie, to nie możliwe… Czyżby jego
rodzice kazali mu mnie śledzić i sprowadzić na zamek? To mój przyjaciel, nie
mógłby mi tego zrobić. Nie on!
- Dlaczego rodzina królewska
ukrywała koniec zarazy przed nami? – nagle zadałam pytanie. Musiałam przecież
wydobyć z Jana, chociaż część informacji. Mój towarzysz delikatnie podskoczył
na dźwięk głosu. Chyba wyrwałam go z rozmyśleń.
- Już Ci mówiłem, żeby
zabezpieczyć naszą przyszłość i nas przed światem zewnętrznym. – Odpowiedział
spokojnie.
- Nie wydaje mi się. Myślę, że coś ukrywasz. – książę
spojrzał na mnie zdziwiony. Czyżbym go przejrzała? Co kryją te wielkie, ciemne
oczy? – Skąd znasz nieumarłych?
- Przecież już wiesz, przez
ostatnie dwa lata jeździłem z ojcem na wyprawy. W tym czasie musieliśmy się na
nich natknąć. Czasami spotykałem się z nauczycielem szermierki, który uczył
mnie paru istotnych taktyk zabijania, zarówno krwiopijców, jak i Ubungów.
- Ubungów? – Na to słowo aż podskoczyłam. –
Nigdy nie spotkałam się z tym określeniem. Co to jest?
- Zacznijmy w takim razie od
początku. – po czym spokojnym, ale zdecydowanym głosem zaczął opowiadać. – W
bibliotece, w skrzydle ksiąg starych znalazłem opowiadanie o czasach dawnych.
Był to zbiór mitów i wierzeń, które według autora były tylko zmyślonymi
bajeczkami wieśniaków. Jednakże przez ostatnie lata, na własnej skórze
przekonałem się, że większość z nich jest prawdziwa. Kiedyś, jeszcze przed
zarazą bramy naszego małego królestwa były ciągle otwarte. Wtedy też żyły
smoki. Tamtejsi mieszkańcy Kryszterki długo zastanawiali się, dlaczego ludzie z
zachodu są wiecznie młodzi i żyją tak długo. Z czasem ustalono, że to krew
smoków uzdrawia i przedłuża życie.
Przypomniałam
sobie moment, w którym Jan mówił o krwi smoków. Wydawało mi się, że wcześniej
wspominał o tym odkryciu dopiero po zarazie. Czyżby specjalnie zataił przede
mną taką informację? Jednak nie widzę sensu w przerywaniu mu, prawdopodobnie
teraz dowiem się więcej. Jan kontynuował.
– Jeżeli człowiek chociaż raz
napije się krwi smoka, bez jego zgody, zamienia się w krwiopijcę. Pół człowieka
i pół zwierza owładniętego żądzą krwi i zabijania. Z nimi nie można normalnie
rozmawiać. Są to istoty pozbawione ludzkich uczuć, których egzystencją staje
się wieczne zdobywanie krwi. Bardzo często zrzeszają się w większe bandy i
dzięki temu stają się silniejsze. W ostatnim czasie zwiększyła się ich
liczebność i zaczęli napadać na pobliskie wioski. Przestali się kryć i zaczęli
być coraz bardziej zuchwali. Atakowali także mieszkańców większych miast i
zamków.
- To dlatego nasze miasto
pozostało zamknięte? Twoi rodzice chronili nas przed krwiopijcami?
- Z początku tak właśnie
myślałem. Jednak epidemia wybuchła naprawdę, tak jak populacja krwiopijców
wzrosła diametralnie. Z czasem jednak wszystko zaczęło wracać do normy.
Musiałem podtrzymywać tę bajeczkę o epidemii, żeby nikt z naszych ludzi nie
chciał wyjść poza mury i nie paść ofiarą jednej z tych bestii. Jednak, z czasem
ataki były coraz rzadsze. Krwiopijcy zaczęli żywić się zwierzętami, do dziś nie
wiem dlaczego. Wtedy też postanowiliśmy z ojcem nie zapuszczać się więcej do
lasów. Myślałem wówczas, że bramy zostaną na powrót otwarte. Tak też się stało
we wszystkich pozostałych miastach, poza naszym. Nie rozumiałem dlaczego, do
czasu kiedy na zamku nie pojawił się smok. Zrozumiałem, że rodzice chcieli albo
chronić siebie przed tymi bestiami, albo wykorzystać dziedzica Smoczego Rodu.
- Wcześniej mówiłeś o nich
Ludzie latający na smokach. Czy to dwie różne grupy? – zapytałam niepewnie.
Byłam zafascynowana opowieścią Jana. Było na świecie tyle rzeczy, o których nie
wiedziałam. Tyle stworzeń i miejsc, o których nie uczono nas na lekcjach
historii.
- Ludzie latający na smokach to
określenie dla całej zbiorowości – kontynuował Jan. - Wszystkich, którzy według
legendy, potrafili na nich latać. Smoczy ród to niewielka grupka. Można by
powiedzieć „Rodzina królewska”. Byli to wszyscy z rodu Królowej Smoków oraz ci, którzy przejawiali specjalne zdolności.
- Specjalne zdolności? Czy może
być coś bardziej specjalnego niż umiejętność oswojenia smoka? – zapytałam
zaczepnie.
- Naturalnie – Jan odpowiedział
na moje pytanie lekkim grymasem przypominającym uśmiech. – Zdziwisz się, ale
umiejętność latania na smokach to pikuś w porównaniu z rozmawianiem z nimi! – W
tej chwili doznałam olśnienia. Przecież ja rozmawiałam ze smokiem, tamtej nocy,
gdy to wszystko się zaczęło. Chyba myślałam, że każdy może go usłyszeć. Zgodnie
z opowieścią Jana, nie każdemu jest dana taka umiejętność. Kobieta we mgle
określająca się moją babką i rozmowa ze smokiem. Chyba powinnam przestać mieć
wątpliwości, co do swojego pochodzenia. Ale czy powinnam poinformować o tym Jana? Czy
na pewno mogę mu ufać? Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
- Czy Ty mnie słuchasz, czy
produkuję się na marnę?
- Słucham, przepraszam. –
odpowiedziałam i spróbowałam zrobić najlepiej, jak potrafiłam, minę z serii
„słucham zaciekle tego, co do mnie mówisz”. Musiało poskutkować, bo Jan
kontynuował.
- Jak już mówiłem, między
smokiem i człowiekiem może nawiązać się mentalna więź. Coś w rodzaju więzów
przyjaźni i wierności. Smok staje się stróżem, który chroni swojego
podopiecznego. Mają wspólne serce, czasem myśli. Dzięki temu mogą także ze sobą
rozmawiać mentalnie. Jednak to wszystko ma swoją cenę. Gdy umiera człowiek,
umiera także smok. Dlatego też w historii zdarzało się niewiele takich
przypadków, w których powstała taka więź. Smok jest istotą żyjącą wiecznie,
albo chociaż przez kilkaset lat. Natomiast człowiek, chociażby podtrzymywał
swoje życie krwią smoka, w końcu umrze. Godząc się na więź, smok podpisuje na
siebie wyrok śmierci. Ale to tylko legendy i mity, które wyczytałem z
pewnej księgi. – Ton Jana zmienił się bardzo. Nie miał już zamyślonej miny.
Spoważniał i przybrał srogiego wyrazy. – Musimy martwić się tym, co jest tu i
teraz. Wyobraź sobie, że jest coś gorszego od Krwiopijców.
Autor: Poduszki dekoracyjne |
- A wyobraź sobie, że jest. I
nawet mieliśmy z tym do czynienia – zaskoczona spojrzałam na księcia wielkimi
oczyma. Przeglądałam zakamarki pamięci, próbując znaleźć jakiś ślad jeszcze
innych istot.
- Nie wiem, o czym mówisz. Czy
te istoty są niewidzialne?
- Nie, nie są na szczęście.
Pijąc smoczą krew, zamieniasz się w krwiopijcę. Jest to forma łagodniejsza,
ponieważ spożyłeś niewielką ilość. Pomyśl, jak będzie wyglądał człowiek, który
regularnie żywił się brutalnie odebraną smoczą krwią? – Jan spojrzał na mnie
wymownie i kontynuował – Ubungi to
istoty, które kiedyś były ludźmi, ale z czasem całkowicie zatraciły swoje
człowieczeństwo. Są to stworzenia nieczułe, kierujące się jedynie instynktem
zabijania.
Byłam przerażona opowieścią
Jana. Teraz nie dziwie się po części, że bramy miasta zostały zamknięte. Może
zrobiłam błąd wyjeżdżając z Krysztercy?
W tym czasie Jan kontynuował swój opis.
- Jeżeli Ubung Cię
dopadnie, to już po Tobie. Nie można z nimi walczyć, ponieważ posiadają
ponadludzką siłę. W całości pokryte są łuskami, których nie przebije żaden
miecz i włócznia. Poruszają się na czterech łapach i mierzą około 3 metrów. Z
ich każdej kończyny wystaje po pięć, ostrych jak brzytwa pazurów. Mają także
długi na 2 metry ogon, który w zależności od osobnika, czasami zakończony jest
jednym szpikulcem, a czasami trzema. Nie mam pojęcia, od czego to jest zależne.
Ich twarz jest zdeformowana… Czarne jak noc oczy, wysunięta szczęka zakończona
ostrymi kłami. Podobnie jak smoki mogą buchać parą, ale nie wydobywają z siebie
ognia. Myślę, że można je porównać do mutacji bardzo przerośniętej jaszczurki i
konia.
Jan skończył, a ja wpatrywałam
się w niego z niedowierzaniem. Jak
takie istoty mogą chodzić po świecie? A co gorsza, jakim cudem nie wiedziałam o
ich istnieniu. Przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie.
- Czy kiedykolwiek spotkałeś
się z tym stworzeniem? Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Twarzą w twarz nigdy, ale
słyszałem je bardzo dobrze. – Przestraszyłam się. Mój przyjaciel był tak blisko
niebezpiecznych stworzeń. Mógł zginąć… Spojrzałam na Jana, jego oczy
błyszczały, a usta wykrzywiły w jeszcze większym uśmiechu. – Powiem Ci coś
więcej. Ty też je słyszałaś i wydaje mi się, że mogłaś nawet jednego zobaczyć.
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia –13. WYJAŚNIJ MI WSZYSTKO CZ 2
Halo, a co tutaj taka cisza?:)
OdpowiedzUsuńWspaniałe, po prostu cudownie piszesz :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle mega, jestem bardzo ciekawy co będzie dalej :)
Przepraszam za ciszę bo ostatnio mam kłopoty zdrowotne, już dodaje nowy rozdział na DKWS, więc zapraszam do mnie :)
mlwdragon.blogspot.com
darykhyrezis.blogspot.com
Nic nie szkodzi;) Ważne, że w ogóle zajrzałeś i skomentowałeś;) Ja także ostatnio mam mały postój:( W wolnej chwili na pewno zajrzę sprawdzić, co ciekawego wydarzy się u Twoich bohaterów ;)
UsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuńWiem, że moje komenty są trochę krótkie, ale nie mam pomysłów :s Wybacz :/
Napiszę tak: długość nie ma znaczenia;)
UsuńCiesze się, że jest ich aż tyle;)
Mam nadzieję, że zbyt długi czas oczekiwania na nowy post nie zniechęci Cię do zajrzenia tu jeszcze raz:)
Pozdrawiam serdecznie:)