
Kochani, zapraszam do czytania kolejnego rozdziału. Kolejny wpis w następny weekend. Pozdrawiam - N9P
Bez chwili namysłu
sięgnęłam ręką po miecz, który wcześniej wyciągnęłam ze skały. Doskonale zdaję
sobie sprawę, że nie zranię nim ubunga, jednak wolę zginąć w walce niż jak
tchórz uciekający przed swoim oprawcą. Chwyciłam mocno rękojeść i skierowałam
broń w stronę potwora.
- Jeżeli chcesz mnie zabić, musisz na to
zasłużyć – powiedziałam do ubunga, nawet nie zdając sobie sprawy, czy ten
zwierz mnie rozumie.
Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały
i dostrzegłam w tych czarnych oczach jakąś przerażającą otchłań. Pustkę, którą
wypełnić może tylko krew niewinnych smoków. Potwór nastroszył swoje łuski, a z
jego nozdrzy buchnęła gorąca para. Znowu podniósł przednie łapy do góry i
wyciągając pysk w kierunku nieba, wydając z siebie przeraźliwy pisk. Czy to był
okrzyk bojowy? A może potwór wzywa w ten sposób swoje stado, o ile one w ogóle
żyją w gromadach?
Mocno zacisnęłam palce
na rękojeści i przygotowałam się na śmierć. Ubung opadł na cztery łapy i ruszył
w moją stronę. Jego ogon miotał się na wszystkie strony, ale oczy wpatrzone
były w jeden konkretny punkt, we mnie. Ojciec, kiedy graliśmy w szachy, zawsze
powtarzał: najlepszą obroną jest atak.
Nigdy nie sądziłam, że jego radę wykorzystam w takiej sytuacji. Spojrzałam na
Jana, który dalej leżał bez ruchu. Na szczęście jego klatka piersiowa nadal się
unosiła. Odwróciłam głowę w kierunku napastnika i także ruszyłam wprost na
niego.
Kilka metrów przed
naszym spotkaniem, ubung napiął mięśnie i przeskoczył nad moją głową.
Usłyszałam, że wylądował tuż za mną, więc całą siłę przeniosłam do prawej ręki,
która trzymała miecz. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Zamachnęłam się mocno, jednocześnie obracając się w stronę bestii. W moim
kierunku zbliżała się wielka łapa z pięcioma szponami. Gdy była kilka
centymetrów przede mną, miecz uderzył w łuski. Wiedziałam, że nie mogę go
zranić, ale w ten sposób mogłam chociaż odepchnąć potężne ramię od zadania
śmiertelnego ciosu. Tym razem nie usłyszałam dźwięku uderzającej stali o
kamienną powierzchnię. Miecz przebił się przez skórę ubunga wyrządzając głęboką
ranę. Potwór odskoczył ode mnie szybko wydając przeraźliwy odgłos bólu. Byłam
zmieszana, przecież tych bestii nie można zranić. Spojrzałam na ubunga, który
wydawał się być równie zdziwiony, co ja. Językiem przejechał rozcięcie, z którego
zaczął sączyć się czarny płyn. Spojrzał na mnie czarnymi jak noc oczami i
groźnie zawarczał. Wyglądało na to, że ponownie rzuci się w moją stronę.
Podniosłam miecz gotowa do ponownego ataku. Potwór nastroszył łuski i oparł się
na ranionej łapie. W tym momencie wydał głośny skowyt, a jego kończyna ugięła
się pod własnym ciężarem. Najwyraźniej rana była dużo poważniejsza, a miecz
potrafi przebić się przez ubungowe łuski. Trochę pewniejsza siebie zrobiłam
krok w stronę zwierza. Ten niepewnie zachwiał się i cofnął. Z każdym moim
krokiem potwór wycofywał się. Nagle odwrócił się i szybkim pędem uciekł w pole
kukurydzy, zostawiając za sobą delikatne ślady kapiącej czarnej krwi.
Stałam przez chwilę w
milczeniu, próbując poskładać wszystko w jedną całość. Wygląda na to, że
właśnie stawiłam czoło ubungowi i go na swój sposób pokonałam. Poczułam dumę i
radość, która szybko minęła. Jan! Spojrzałam na chłopaka i szybko do niego
podbiegłam. Dopiero teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się obrażeniom. Książę
leżał twarzą w stronę ziemi, a spod jego brzucha widać było zaschniętą już
krew. To chyba dobrze, że nie płynie
nowa. Pomyślałam sobie. Gdyby miał
otwartą albo bardzo dużą ranę, krew sączyła by się cały czas. Być może nie jest
to na tyle poważne jak myślałam. Odwróciłam go delikatnie twarzą do góry,
aby ułatwić oddychanie i bliżej przyjrzeć się szkodom, które wywołało uderzenie
ubunga i upadek. Twarz chłopaka była lekko podrapana i chyba miał wybity brak.
Jednak gdy spojrzałam w dół, zamarłam. Tkanina na brzuchu Jana pokryta była
czerwonym odcieniem krwi. Uniosłam jego koszulę. Moim oczom ukazało się
kilkucentymetrowe cięcie zadane prawdopodobnie pazurem ubunga. Co gorsze, na
obrzeżach rany zaczęły pojawiać się bąble oraz poczerniałe plamy. Wyglądało na
to, że szpony tych potworów są nie tylko ostre, ale również zatrute. W tej
sytuacji nie wiedziałam co powinnam zrobić.
Na dworze zaczęło się
już przejaśniać. Walka z potworem zajęła nam prawie całą noc. Poczułam ogromne
zmęczenie i głód, ale nie mogliśmy zostać na otwartej przestrzeni. Ja
potrzebowałam odpoczynku, a Jan pomocy jakiegoś lekarza. Spojrzałam przed
siebie z nadzieją znalezienia jakiegoś bezpieczniejszego schronienia. W oddali
zauważyłam niewielką chatkę, wyglądała na opuszczoną. Od razu przypomniał mi
się budynek, w którym znalazł mnie Wiktor z Borawą. Tym razem nie popełnię tego
samego błędu, najpierw rozejrzę się dobrze, a dopiero potem wejdę do środka.
Ale co w tym czasie zrobię z Janem? Nie może tak leżeć na środku polany. Tak
naprawdę potrzebuje natychmiastowej ochrony. Spojrzałam na księcia i z wielkim
zdziwieniem zauważyłam, że ma otwarte, wpatrzone we mnie oczy.
- Co się stało? – zapytał ledwie
słyszalnym głosem.
- Cii, nie powinieneś teraz mówić.
- Co się stało? – nalegał Jan. Najkrócej
jak tylko potrafiłam opowiedziałam mu, co wydarzyło się po jego utracie
przytomności. Jan zamknął na chwilę oczy i przyłożył rękę do rany na brzuchu.
Dotknął jej delikatnie, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Czym mnie trafił?
- Pazurem.
- Zatruty?
- Chyba tak.
- Niedobrze – powiedział Jan i wyglądało
na to, że nad czymś usilnie myślał. Czekałam w milczeniu zupełnie nie wiedząc
co robić. Nagle przypomniałam sobie o budynku znajdującym się nieopodal.
- Za polaną widziałam starą szopę,
powinniśmy się tam ukryć i odpocząć.
Jan otworzył oczy i spojrzał na mnie
uważnie.
- Musisz oczyścić ranę – stanowczo
powiedział Jan. – inaczej jad dostanie się do mojego serca i... - chłopak
umilkł i znacząco na mnie spojrzał.
Zrobiłam wielkie oczy z przerażenia. Nigdy
nie przyszło mi do głowy, że ktoś taki jak Jan może umrzeć od zwykłego
zadrapania.
- W takim razie i tak musimy najpierw się
gdzieś skryć. Dasz radę iść? – Zapytałam Jana i nie czekając na odpowiedź
zarzuciłam jego ramię na swoje barki. Spróbowałam go podnieść, ale okazało się
to zadaniem ponad moje możliwości – chyba musisz mi trochę pomóc.
Jan resztką sił podniósł się na nogi i
oparłszy na moim ramieniu, powoli ruszył ze mną w stronę opuszczonego domku.
Bardzo powoli, ale w
końcu przeszliśmy odległość dzielącą nas od prawdopodobnie bezpiecznego
schronienia. Pozwoliłam Janowi odpocząć pod znajdującym się nieopodal drzewem,
a sama zabrałam się za sprawdzanie pomieszczenia.
Okazało się, że budynek
pełnił kiedyś funkcję stodoły. Jednak teraz, gdy wszystkie znajdujące się nieopodal
budynki były spalone, nie był już nikomu potrzebny. Oprócz nas. Niepewnie
zajrzałam do środka. Musiało to być pomieszczenie dla małych zwierząt, takich
jak świcie, kozy ponieważ całe pomieszczenie było wielkości może mojego pokoju.
Na końcu zauważyłam stare siano, które mogłoby posłużyć jako materac. Po prawej
stronie znajdowały się puste boksy dla zwierząt, a po lewej wisiały zardzewiałe
narzędzia rolnicze. Wychyliłam się zza drzwi i spojrzałam na Jana. Siedział
bezwładnie, trzymając rękę na brzuchu. Z jego twarzy wnioskuję, że ból staje
się coraz trudniejszy do wytrzymania. To dało mi odwagę do wejścia i
sprawdzenia, czy nie ukrywa się tam przypadkiem jakiś złoczyńca lub potwór.
Na
szczęście pomieszczenie było opustoszałe. Wyglądało to tak, jakby od dawna
żaden człowiek tutaj nie zaglądał. Zebrałam siły i wprowadziłam Jana do środka.
Delikatnie położyłam księcia na siano i usiadłam obok niego. Słońce już
całkowicie wyłoniło się zza horyzontu, co sprawiło, że światło dnia wpadało
przez niewielkie okno nad nami i nieszczelne deski. To był dobry moment, aby
obejrzeć dokładnie ranę. Powoli dotknęłam koszuli Jana i od razu na jego twarzy
dostrzegłam ból. Mimo to nie zatrzymałam się i najdelikatniej jak tylko
potrafiłam uniosłam jego ubranie.
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia – 21. NIE UMIERAJ
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia – 21. NIE UMIERAJ
Zapraszam do zostawiania komentarzy - nawet uśmiechnięta buźka jest mile widziana.
OdpowiedzUsuńWiedza, że ktoś to czyta, motywuje do dodawania kolejnych postów;) Pozdrawiam
Zostałaś/eś nominowana/ny do LBA, więcej informacji tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://nadprzyrodzona-moc.blogspot.com/
:p
OdpowiedzUsuńSuperaśnie ciaśnie :3 Może...ktoś im pomoże? ;) Ach te przewidywania XD Czekam na następny post ;3
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog :) kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze i mega mocno przepraszam za brak odpowiedzi przez "milion" lat. Ostatnio u mnie było bardzo dużo pracy, w między czasie dopisywałam sobie kilka rozdziałów żeby to utrzymać wszystkie wątki w ryzach...:) Teraz także chce podrasować trochę design bloga, dlatego dajcie mi jeszcze trochę czasu..
OdpowiedzUsuńPlanuję także poszerzyć go o dodatkowe serie/opowiadania -> zobaczymy co z tego wyjdzie;) Na początek musi być materiał.
Jeszcze raz dziękuję, że tu zajrzeliście i skomentowaliście - niebawem wracam! :)