czwartek, 2 kwietnia 2015

Pamiętnik I: Kornelia – 21. NIE UMIERAJ


Witam was ponownie, czy u was za oknem także pana śnieg? Ja czuję się jak w wehikule czasu, który co godzinę przenosi mnie raz do grudnia, a raz do czerwca. No cóż "taki mamy klimat" ;)
Zapraszam Was do czytania kolejnego rozdziału. Tym razem Jan i Kornelia staną do walki ze strasznym ubungiem. Czy wyjdą z tego cało?
Kolejny wpis na weekend, tym razem piątek/sobota (10/11 kwietnia) - wyczekujcie z niecierpliwością;) (W tygodniu postaram się wrzucić chociaż kawałek następnego rozdziału)
Pozdrawiam was gorąco i życzę wszystkiego dobrego w te śniegowe święta - N9P.


Kiedy dotarliśmy do skraju tunelu myślałam, że oślepi mnie blask słońca. Tak jednak się nie stało. Ku mojemu zaskoczeniu była już pora nocna. Spędziliśmy w podziemiach prawie cały dzień. Gdy adrenalina opadła poczułam ogromne zmęczenie oraz doskwierający głód. Przecież od dwóch dni nie miałam nic w ustach.
Staliśmy na skraju wyjścia z jaskini. Przed naszymi oczami, aż po horyzont, rozpościerało się pole kukurydzy. Przez czarną płachtę nocy przebijał się delikatny blask gwiazd oraz księżyca, który do czasu do czasu przysłaniała zabłąkana chmura. Jak okiem sięgnąć nie było widać nic więcej poza wyrośniętymi na półtora metra źdźbłami kukurydzy.
- Powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce na noc – oznajmił Jan.
- A co potem? – zapytałam niepewnie i odwróciłam głowę w jego stronę – zamierzasz siłą zaciągnąć mnie na zamek?
- Nie, chyba nie. Nie wiem – Jan skierował wzrok w dół, jakby na ziemi znalazł odpowiedź na moje pytanie. – Nie myślmy teraz o tym, dobrze? Naszym priorytetem jest znalezienie bezpiecznej kryjówki. Nie sądzę, że poza murami miasta będzie bezpiecznie, zwłaszcza nocą.
Skinęłam przytakująco i ruszyłam za Janem. Trzymaliśmy się blisko siebie, ponieważ w wyrośniętych łodygach kukurydzy łatwo się zgubić. Szliśmy jakiś czas, znowu w milczeniu. Zaczęłam zastanawiać się nad własnym położeniem i tym, co powinnam zrobić. Jednak koncentracja na niemyśleniu o głodzie absorbowała resztę mojej uwagi. Przebijanie się przez rośliny stawało się coraz trudniejsze i pomimo, że Jan większość z nich odgarniał z drogi, czułam, że niedługo całkowicie opadnę z sił. Nie chciałam jednak przyznać się do swojej słabości, a tym bardziej stawać się dla kogoś ciężarem. Książę nie powinien widzieć we mnie słabej dziewczyny, której jedyną zdolnością było haftowanie i gra na harfie. Jestem rzekomo wnuczką przywódczyni wielkiego rodu, kobiety władającej smokami… Kogo ja próbuję oszukać? Jeszcze dwa metry, a nogi odmówią mi posłuszeństwa. I kiedy myślałam, że gorzej być nie może, do moich uszu dobiegł tajemniczy szelest po prawej stronie.
- Słyszysz to? – zapytałam prawie szeptem. Jan tylko skinął głową. Oboje nasłuchiwaliśmy w ciszy. Gdzieś pomiędzy odgłosami bicia mojego rozkołatanego serca i hulającego między źdźbłami wiatru, usłyszałam ciche warknięcie.
- To ubungi, szybko uciekamy – wydusił jednym tchem Jan i razem pobiegliśmy przed siebie. Znów za plecami usłyszałam skowyt i przerażające warczenie dzikiego stworzenia, a jego odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Kątem prawego oka dostrzegłam wyprzedzającą nas czarną smugę i w tym momencie wbiegliśmy na otwartą polanę, wprost na stojącego przed nami czarnego potwora.
Ubung mierzył prawie półtora metra. Jego czarne łuski połyskiwały w słońcu i stroszyły się niczym sierść kota. Opierał się na czterech potężnych łapach, zakończonych ostrymi szponami. Nad jego ciałem unosił się i opadał niezbyt długi ogon, na którego końcu wystawały dwa pazury. Głowę skierowaną miał bezpośrednio na nas, a czarne oczy przepełniała żądza krwi.
Staliśmy chwilę bez ruchu zastanawiając się, co uczynić w tej sytuacji. Przypomniałam sobie słowa Jana, że ubungi mają bardzo twardą skórę, którą nie sposób przebić. Czy to oznacza, że nie mamy szans z tym stworem? Jedynym naszym ratunkiem była ucieczka w pole kukurydzy i próba zgubienia bestii, ale czy przypadkiem nie zostaniemy wywęszeni? Gdy już chciałam się odwracać i biec ile sił w nogach zauważyła, że Jan wydobywa swój miecz.
- Co ty wyprawiasz, przecież z nimi nie można walczyć? – szepnęłam przestraszona. Starałam się nie ruszać głową, żeby żadnym gestem nie sprowokować ubunga do ataku.
- On jest młody, być może będę mógł go pokonać – odpowiedział równie cicho Jan. – schowaj się za mną.
Po tych słowach książę rzucił się pędem w stronę potwora, który dalej stał bez ruchu i obserwował zbliżającego się napastnika. Kiedy Jan znalazł się niecały metr od stwora, ten napiął tylne mięśnie i podniósł przednie łapy. Pomimo swojego młodego wieku ubung wyglądał przerażająco. Uniósł jedną z łap nad głowę i mocno się zamachnął. Na szczęście Jan zauważył ten ruch i w ostatniej chwili zdążył uskoczyć w bok, jednocześnie zadając cios mieczem. Ostrze przejechało po brzuchu bestii wydając przeraźliwy dźwięk zdzierającej się stali. Jednak skóra potwora była nienaruszona. Książę miał rację, tych stworzeń nie można zranić. Kiedy mężczyzna szykował się do ponownego ataku, ubung opadł z powrotem na cztery łapy i napiął wszystkie mięśnie. Nad ich głowami przeleciał ciężki ogon, zatoczył koło, poczym z impetem runął na Jana. Książę ponownie uchylił się od uderzenia, jednak w tym samym czasie stwór ponownie podniósł łapę i z olbrzymią siłą uderzył mojego towarzysza. Cios był tak mocny, że odrzucił Jana prawie na trzy metry od potwora. Chłopak upadł na ziemię, a spod jego nieruchomego ciała zaczęła wypływać czerwona plama.
- O nie, Jan – krzyknęłam, nie myśląc o konsekwencjach. Przez głowę przemknęła mi straszna myśl, czy Jan żyje? Wytężyłam wzrok wypatrując najmniejszej oznaki życia. Klatka księcia delikatnie poruszała się w górę i w dół. On żył…

W tym momencie, w którym zawołałam Jana, ubung zwrócił na mnie swoją uwagę. Dotychczas był pochłonięty walką z księciem, jednak teraz, gdy pozbył się swojego przeciwnika, przyszła kolej na mnie. 

4 komentarze:

  1. Co sądzisz o takim obrocie spraw? Czy Kornelia poradzi sobie w tej walce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kornelia , to silna osobowość , choć z nutą romantyzmu , ujmująca powieść , esencjonalna , nietypowa , z niespodziewanymi zwrotami akcji , gratuluję

      Usuń
  2. Jasne, że sobie poradzi :) W końcu to Kornelia :3 Hm... Zrobi coś z tym mieczem, ciach, ciach i po ubundziu ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe:) też lubię czasami trochę pozdrabniać ;) Wychodzą wówczas całkiem "skowyrne" słówka;)

      Usuń