
Zapraszam do czytania kolejnego rozdziału. Następny post prawdopodobnie w czwartek (02.04.2015). Pozdrawiam was gorąco i zachęcam do komentowania. N9P
Nim się spostrzegłam poczułam w dłoni chłód rękojeści.
Ku mojemu zaskoczeniu światło otaczające miecz nie parzyło, tylko delikatnie
ogrzewało dłoń. Powoli otworzyłam oczy żeby ocenić sytuację. Jan patrzył na
moją rękę z niedowierzaniem, jednocześnie trzymając się za swoją, niedawno
poparzoną. Ja stałam w promieniach światła, teraz już obiema dłońmi ściskając
miecz wbity w litą skałę. Skoro już udało mi się przejść świetlną granicę,
musiałam wykonać kolejny krok. Napięłam wszystkie mięśnie i szybkim ruchem
spróbowałam podnieść miecz.
Przygotowałam się na spory wysiłek, ponieważ wydobycie
żelaznej broni ze skały nie mogło być takie proste. Moje obawy zostały jednak
całkowicie rozwiane. Oręż powoli, ale swobodnie wysunął się ze skały i już po
chwili dzierżyłam go w dłoni. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, w to co właśnie
miało miejsce. Zdziwiła mnie waga miecza, jak na swoje rozmiary był
zadziwiająco lekki. Mogłabym przysiąc, że rękojeść sama dopasowała się do
wielkości mojej dłoni. Spojrzałam na Jana, na jego twarzy pojawiło się uczucie
zachwytu z odrobiną szoku i obawy. Nim zdążyłam w pełni zrozumieć powagę i
surrealizm całej sytuacji, moją uwagę zwrócił dźwięk dochodzący ze stropu.
Część dziury, przez którą wpadało światło, zaczęła się zamykać, a skały
przesuwać. Ich zmieniające się ułożenie wpłynęło na strugę światła, co
przesuwało oświetlony obszar w stronę jednej ze ścian jaskini. Z góry zaczęły
usuwać się kawałki gruzu i kurz.
- To pułapka – krzyknął Jan i chwycił moją rękę. Przybliżyliśmy się do
jednego z boków skały. Książę zakrył mnie własnym ciałem, przez co znalazłam
się między nim, a zimną ścianą. W głowie zaczęły kłębić się dziwne myśli, z
czego każda sprowadzała się do jednej: „czy
błędem było wyciąganie tego miecza? Czy to ja uruchomiłam pułapkę?” Już chciałam
przeprosić Jana za własną głupotę, gdy nagle wszystko ucichło. Pył powoli opadał,
a znaczną część jaskini opanowała ciemność. Zauważyłam niewielką wiązkę światła
spadającą z sufitu, której koniec przesunięty był na ścianę znajdująca się
naprzeciw nas. Jan wypuścił mnie z ramion i strzepnął z ubrania resztę kurzu.
- Cóż, następnym razem Kornelio nie powinniśmy wyciągać rzeczy wbitych w cokolwiek
– zażartował. Zawsze tak robił, gdy wpadaliśmy w kłopoty, a problemy stawały
się nie do rozwiązania. Zwróciłam uwagę na światło, które wyglądało jak
strzałka kierująca zabłąkanego wędrowca do domu. Podeszłam do ściany, na której
kończył się promień i zauważyłam, że coś wskazuje. Na jednym z kamieni
tworzących ścianę komnaty wyryty był niewielki symbol, który mienił się
delikatnym złotym blaskiem. Przez myśl przeszły mi słowa Taro: „podążaj za
złotym kłem…”. W tym czasie Jan
zdążył do mnie podejść i stanąć za moimi plecami. Czułam na karku jego oddech,
czego skutkiem był przyjemny dreszcz przechodzący po plecach. Poczułam, że
chłopak podnosi lewą rękę i przenosi nad moim ramieniem. Czyżby zamierzał mnie
objąć, teraz? I chociaż myśl ta była nie na miejscu, to jednak sprawiła mi
radość. Jednakże książę miał najwyraźniej inny pomysł, ponieważ jego dłoń
wylądowała na kamieniu z wyrytym kłem. Poczułam jak napinają mu się mięśnie, a
kamień ustępuje pod naporem siły Jana. Usłyszeliśmy trzask i dźwięk
przesuwanych kamieni. Po naszej prawej stronie ponownie uniosła się chmura
kurzu, z której wyłoniło się coś w rodzaju przejścia i wyjścia z jaskini.
Obróciłam się przodem
do Jana, który nie zabrał jeszcze dłoni ze skały. Przez chwilę staliśmy blisko
siebie patrząc sobie w oczy. Znów mogłam wyczuć jego powolny oddech, który
delikatnie rozwiewał włosy przy mojej twarzy. Myśli uciekły gdzieś daleko, a
ciało przestało odpowiadać na impulsy z mózgu. Jego spojrzenie było
hipnotyzujące, niegrzeczne, a jednocześnie ciepłe i troskliwe. Miecz, który
cały czas trzymałam w dłoni, wypad z niej i uderzył o ziemię. To sprowadziło nas
na ziemię. Nim zdążyłam coś powiedzieć, chłopak odwrócił się bez słowa. Nie
będę ukrywać, że jego reakcja odrobinę mnie zawiodła. Zresztą czego mogłam się
teraz po nim spodziewać? Kiedy mnie pocałował i w pewnym sensie uzewnętrznił
swoje uczucia, ja porzuciłam go i uciekłam z miasta. Nie mogę zapominać także o
zadaniu księcia, pozbyciu się problemu królestwa, którym jestem Ja. Zapewne w
jego głowie kołacze się więcej sprzecznych myśli niż w mojej. Nie powinnam
wymagać od niego żadnych sentymentalnych deklaracji, przynajmniej nie teraz.
Tak naprawdę sama powinna skupić się na sprawach bardziej przyziemnych.
Podniosłam miecz i podeszłam do Jana, który bacznie przyglądał się dopiero co
powstałemu przejściu.
- Myślisz, że to jest wyjście z jaskini? –
zapytał mnie niepewnie.
- Nie wiem. Ostatnim razem niebieskie
światło zaprowadziło Cię do mnie. Być może i tym razem miało dobre chęci.
Poczekaj, sprawdzę coś – i wyciągnęłam z niewielkiej torby, która jakimś cudem
jeszcze nie odczepiła się od mojego paska, złoty kompas. Otworzyłam wieczko i
spojrzałam na szybko obracającą się igłę. Pomyślałam o wyjściu. – Spójrz, igła
wskazuje, żeby właśnie tędy wyjść.
- Tak naprawdę nie mamy zbyt dużego
wyboru. Możemy iść dalej w nieznane, albo cofnąć się do tuneli i krążyć po
labiryncie – podsumował Jan – tak czy inaczej brniemy na oślep. Dlaczego by nie
podążać za zepsutym kompasem? – uśmiechną się nieznacznie i z dużą ostrożnością
wychylił zza róg. Zrobił kilka kroków i nakazał mi podążać za nim. Znowu
wkroczyliśmy w ciemny tunel, który tym razem był dużo węższy i niższy. Idąc
przez siebie prawie ocieraliśmy się o ściany, co miało swoją zaletę. Nie
mogliśmy się nawzajem zgubić.
Idąc za Janem, znowu
pogrążyłam się we własnych myślach. Nie potrafię go rozgryźć. W jednej chwili
jest szczęśliwy i radosny, żeby po chwili spochmurnieć lub bardzo spoważnieć.
Co ten mężczyzna ukrywa przede mną? Co się właściwie między nami dzieje? Czy
dalej jesteśmy przyjaciółmi, czy relacja która nas łączy stała się tak
pogmatwana, że nawet nie ma dla niej właściwego określenia? Gdybyśmy mogli
cofnąć się do czasów dzieciństwa, w których patrzyliśmy na siebie jak na
rodzeństwo. Jednakże obecnie w spojrzeniu Jana widzę coś innego, niebezpieczne
połączenie szaleństwa, czułości, pożądania i strachu. Nie, znowu to robię!
Koniecznie muszę przestać błądzić myślami po rzeczach mniej ważnych i zająć się
obecną sytuacją.
Przywiązany do mojego
paska miecz kołysał się z każdym krokiem, przez co czasami haczył o wąskie
ściany. Przycisnęłam go mocniej do nogi. Korytarz zakręcał raz w prawo, raz w
lewo, jednakże nie spotkaliśmy się z żadnym rozwidleniem czy bocznymi drogami.
Po prawie trzydziestu minutach, ciągłego marszu w zupełnej cisz, ujrzeliśmy
światło.
- Czy to wyjście? – zapytałam Jana.
- Nie wiem, mam nadzieję, że tak.
Szybciej ruszyliśmy przed siebie. Po
kilku zakrętach poczułam powiew świeżego powietrza. Był to znak, że zbliżaliśmy
się do wyjścia. Delikatne światło stawało się
coraz większe, aż w końcu naszym oczom ukazało się upragnione wyjście z
jaskini.
*Poprzedni post: Pamiętnik I: Kornelia – 19. ŚWIATŁO W TUNELU CZ. 4
Napiszę Wam tylko, że dopiero teraz rozpocznie się prawdziwa przygoda: pełna smoków, wróżek i niebezpiecznych stworzeń.
OdpowiedzUsuńJa chce nastepny rozdzial! :-D
OdpowiedzUsuńJuż niedługo;) Myślę, ze tym razem rozdział pojawi się nie w piątek, ale dzień wcześniej - w czwartek. Zawsze to 24 godz. mniej w czekaniu;
Usuńps. Dziękuję za komentarz:)
Mówiłam! Buahahhahahahahaha :D Ja to mam nosa do takich spraw ;P Skoro będzie jeszcze ciekawiej to czekam ^^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWyniuchałaś wyjście ;)
Usuń