Witam was ponownie, czy u was za oknem także pana śnieg? Ja czuję się jak w wehikule czasu, który co godzinę przenosi mnie raz do grudnia, a raz do czerwca. No cóż "taki mamy klimat" ;)
Zapraszam Was do czytania kolejnego rozdziału. Tym razem Jan i Kornelia staną do walki ze strasznym ubungiem. Czy wyjdą z tego cało?
Kolejny wpis na weekend, tym razem piątek/sobota (10/11 kwietnia) - wyczekujcie z niecierpliwością;) (W tygodniu postaram się wrzucić chociaż kawałek następnego rozdziału)
Pozdrawiam was gorąco i życzę wszystkiego dobrego w te śniegowe święta - N9P.
Kiedy dotarliśmy do
skraju tunelu myślałam, że oślepi mnie blask słońca. Tak jednak się nie stało. Ku
mojemu zaskoczeniu była już pora nocna. Spędziliśmy w podziemiach prawie cały
dzień. Gdy adrenalina opadła poczułam ogromne zmęczenie oraz doskwierający
głód. Przecież od dwóch dni nie miałam nic w ustach.
Staliśmy na skraju
wyjścia z jaskini. Przed naszymi oczami, aż po horyzont, rozpościerało się pole
kukurydzy. Przez czarną płachtę nocy przebijał się delikatny blask gwiazd oraz
księżyca, który do czasu do czasu przysłaniała zabłąkana chmura. Jak okiem
sięgnąć nie było widać nic więcej poza wyrośniętymi na półtora metra źdźbłami
kukurydzy.
- Powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczne
miejsce na noc – oznajmił Jan.
- A co potem? – zapytałam niepewnie i
odwróciłam głowę w jego stronę – zamierzasz siłą zaciągnąć mnie na zamek?